Ale się narobiło... a ile nerwów straconych... Jako, że zaczęły się wakacje, a oznacza to przeprowadzkę z studenckiego mieszkania do domu, musiałam wraz z wszystkimi tobołami również przetransportować moje storczyki. Wyjechałam do domu i zostawiłam je na 5 dni (podlane, umyte itd). Miała zając się nimi współlokatorka - tj. rozmawiać z nimi
Zlecenie na przewóz kwiatów dostał mój chłopak. Wynikiem tego są: połamany i już wyrzucony pęd Klementynki, oklapłe i zasuszone kwiaty Landrynki przez mieszkającego w nich SKORKA 
Robala wyciągałam chyba z 15min, bo na początku bałam się nawet podejść Od kiedy skorki jedzą kwiaty, albo w nich mieszkają 
Zrobiłam to co chciałam niedawno zrobić - przycięłam jej pęd. Wypuszcza 5 korzonków, ma wymienione podłoże, jest po wełnowcach, więc niech nabiera sił. I tak miała zmasakrowane kwiaty. Jeszcze chyba nie wspominałam o moich keikach. Widziałam je tylko weekendami, jak przyjeżdżałam do domu. Cały czas było ok do pewnego dnia, w którym ujrzałam to:
Roślina mateczna nagle zmieniła swój kolor. Pomyślałam, że muszę ratować keiki i je usamodzielnić. Może sa jeszcze na to trochę za małe, no ale sytuacja mnie zmusiła. Wyglądały tak:
Aktualnie mieszkają sobie tutaj:
Siedzą w keramzycie zalanym na dnie wodą, przykryte są folią, która ma tylko 1 dziurę, która skierowana w stronę otwartego okna jest wejściem i zarazem wyjściem dla powietrza. Póki co jest ok
masz bardzo ładne kwiaty i tak słodko i ciepło je nazywasz... podoba mi się 
