Witam z zimowego Wrocławia. Śnieg sypie. Mam nadzieję i tym się pocieszam, że roślinki jakoś to przeżyją. Najbardziej obawiam się o lilie, gdyż niektóre ładnie już wyskoczyły w górę, ale co ma być to będzie. Zobaczymy.
Wczoraj w ciągu dnia było pracowicie - udało mi się spalić kolejną hałdę wykopanych korzeni i gałęzi. Wreszcie to co miałam spalić wiosną jest popiołem. Miałam również miłe zaskoczenie i przy okazji ostrzeżenie, żeby roślin, które po zimie wyglądają jak obumarłe szybko nie wykopywać. Ponad dwa tygodnie temu wykopałam z całkiem suchymi gałązkami jedną azalię japońską i rzuciłam na hałdę gałęzi do spalenia. Wczoraj patrzę, a na suchych gałęziach masa zielonych punkcików i nawet jeden listek - znaczy żyje i chce żyć. Oczywiście powędrowała do ziemi.
Moniś. Dziękuję.

Nie będę w takim razie kupować żółtego, jeżeli w ogóle będą epimedia.
Agnieszko. Niestety nie pozbyłam się jeszcze starej działki i jeszcze nie zdążyłam dojechać, aby kilka roślin jeszcze wykopać. Może wreszcie w tym tygodniu uda się. Straciłam zupełnie serce do tamtej i nie chce mi się nawet tam jechać, choć muszę, gdyż szkoda zostawić na zmarnowanie.
Izuniu. Również nie mogę się doczekać kwitnących róż, ale myślę, że już niedługo. Nie wszystkie są piękne, ale z reguły to te, z którymi miałam problemy na starej działce. Zobaczę, co pokażą w tym roku, jak nie to będzie miejsce na nowe róże.
Anuś. Pączki już są na kilku różach - chyba pierwszy zakwitnie Iceberg, choć zawsze u mnie pierwsza kwitła Mary Rose, ale ona chyba najbardziej ucierpiała przeprowadzkę gdyż była największym krzakiem. Jednak już porządnie ruszyła, więc w sezonie chyba nadgoni.
To jeszcze coś kwitnącego
hylomecon - nie jestem nim zachwycona - kwiaty utrzymują się maksymalnie dwa dni
ułudka
brunera
i taki cudak landrynkowy
I jeszcze ciepłe widoczki z balkonu
