Może nie wierzysz, ale siedzę sobie w fotelu, cisza i spokój dookoła, a tu nagle tuż nad głową słyszę szur, szur, coś drapie pazurkami w moją ścianę tyle, że od środka

Nie widać, a słychać... Łazi w przestrzeni między balami od zewnątrz, a ścianą wewnętrzną, tupiąc po suficie, wspinając się po wełnie ocieplającej, wkurzając mnie do nieprzytomności ... I nic nie mogę z tym zrobić, bo ani dziury czyli wejścia z zewnątrz nie znajdę, bo taka dziura może być wielkości złotówki, albo i mniejsza, ani nie zapobiegnę wtargnięciu takiej myszy spomiędzy ścian do środka domu, bo to konstrukcja drewniana i takich miejsc z mini-szparkami wystarczającymi dla mini-myszek jest całe mnóstwo, wrrr. A tu wewnątrz mamy do rozszarpania i umoszczenia w gniazdku całe mnóstwo rzeczy, od poduszek i kołderek zaczynając, przez koszule flanelowe i mięciutkie polarki, a na torbie z chrupkami kukurydzianymi kończąc...
Rozsypałam wstępnie zatrute ziarno w kątach domu, w kuchni, łazience, sypialni, ale czy ta mysza się skusi? A jeśli to jest całe stado myszy i do tego mają już małe? I zapasy na zimę zrobiły sobie na najbliższe dwa lata, więc mojego ziarna nie ruszą? Horror!!! Już widzę dom w strzępach, materace wygryzione, dziury na wylot w ścianach, ruinę w kuchni... Mysi horror i tyle!
No tak, ale w domu z pustaków takie chrobotanie w ścianie oznacza nie myszy, tylko błędy konstrukcyjne
