Witajcie,
Niusia, Iza, Tujko, Ado, Ambo!
Dziękuję, że mnie odwiedzacie mimo, że od pół roku prawie nic nie piszę....
Niusiu - na razie w Toruniu mamy spokój z wodą... Twoja działka jest bardzo ładna, niemal nie widać, że coś było tam z powodzią!
Izo - dziękuję za otuchę. No, tak to jest...postaram się pisac o moich "postępach'...a może po prostu o działce.
Ado- dzięki za rady odnośnie powoju. Rzeczywiście zajął on u mnie już około 1/4 działki. Zalał ją pięknym dywanem. Ja nie obawiałabym się bo mi się to zawsze podobało. Tylko, że on przy tym rośnie kosztem innych i zabija (zadusza obwijając się wokół) inne rośliny. Zadusił żywopłot w jednym miejscu i wciąż rośnie w siłę... Wygląda zupełnie jak słynna "fala" na japońskich obrazach....Przelewa się górą i rozlewa...
Izo- Tujo - odętka - w życiu! Może jej być nawet 100 czy 200m2! Mam niesamowite serce do tej rośliny. Patrzę na nią i mnie pokrzepia. Zawsze marzyłam aby ją od nasionka wyhodować, ale nie udawało mi się przepikować. Teraz jestem szczęśliwa, bo jest bardzo piękna, no i biała! No i się nie boję, że woda jej zaszkodzi.
Ambo - dokładnie - odętki to też "moje małe zuchy"! Pamiętam jak podczas tej powodzi lazłam z aparatem po krzakach i nagrywałam jednocześnie jako filmik, a potem oglądałam w domu i co ja tam mamroczę do siebie pod nosem a to było "są, żyją moje ZUCHY"...
Wiecie co...? Podobno nerwicowcy, alkoholicy i inni cierpiący ludzie lubią zimę...bo wszystko co niepokoi, co jest metaforycznie "do zrobienia", co niesie poczucie winy....przykrywa się białym puchem, łagodnym, czystym, jasnym....i świat przez chwilę wydaje się taki...piekny, spokojny, jasny....Taki wyciszony...Zatrzymany w miejscu. Coś w tym jest?
Powolutku zaczyna ciągnąć mnie na działkę. Chyba dlatego, że i wiosna powiązana była z lękiem o rośliny i lato. Jedynie zimę pamiętam zawsze jako tę wspaniałą na działce. Cicho, jasno, sucho- skrzypiąco skrząco i bezpiecznie.
Chyba mocno przeżyłam te powódź, bo wczesniej w ogóle nie widziałam, co to jest sezon wegetacji i że każdego dnia roślina się rozwija, siły swoje wkłada by przetrwać i dać owoce.... To nagle - tyle śmierci. Bezradności stworzeń w tym rejonie. Tych wszystkich mrówek masowa zagłada. W takiej mikro skali ale przecież wobec śmierci wszyscy równi. Trudno o tym zapomnieć. Potem ten czas, że niewiele można zrobić, niewiele można pomóc roślinom. Co mogło uciec uciekło poza wodę...a tam no po prostu trzeba czekać aż woda opadnie. I odradzanie się.
Tak się mówi, że to normalne, tereny zalewowe...Ale gdy myślę teraz o działce to widzę wciąż przed oczami te wielkie jak pięści krople żywicy powyciskane w wielu miejscach powyżej linii wody z pni, które sie dusiły...Wiecie- no drzewa nie uciekną, nie wydają dżwięków głosem....Tak walczą w ciszy. Są też rośliny, które dobrze to przeżyły, na przykład winorośl rozrosła się jakby na trzykroć samą siebie pomnażając...Smutne było patrzeć także na to, że owoce wszystkie były zgniłe. To teren walki o życie i śmierci. Nie tylko taki mój egocentryzm...że sobie usiądę, odpocznę. Teraz już tak na to nie patrzę. Cieżko być beztroskim na terenie zalewowym. Czasem myślę, że jednak źle ludzie robią, w tym i ja sama, że wykorzystują te tereny na siłę, dla roślin które nie mają szansy tam żyć, natruralnie by tam nie rosły, a my je tam wsadzamy. No przecież nie mają szans, te sadzone przez człowieka. Nie wstaną i nie wyjdą jak im źle.
Chodzi mo o to, że dlatego tak cieszę się z tych roślin, którym jest tam dobrze - jak te odętki, albo marcinki, hosty...winorośl. Te rośliny, co dla nich to nie będzie też trauma albo śmierć taka powódź. O, narcyzy jeszcze lubią takie sytuacje. To naprawde było straszne, chyba dotarło do mnie też, że na swój sposób czułam się winna, bo przecież ja sama wsadziłam tam niektóre rośliny, co się na tereny zalewowe nie nadają. Takie to głupie, bo wkładam zarazem serce w to, że sadze roślinę, ciesze się że zakwitnie, wyda owoce, cebulki, a nie myślę, że to dla niej niewłaściwe meijsce, że sadzę ją jakby , ehh.. no wiecie o co mi chodzi, o jakie odczucia....
Także w tym nowym sezonie na razie będę się przyglądać jakie rośliny lubią wodę, jakie przetrwają powodzie i dopiero wtedy coś będę wsadzać, mam na myśli ozdobne...
Wkażdym razie ciesze się że znów jest zima, ale jeszcze na działce nie byłam wciąż...Czekam az będzie dzień pełen słońca, bo chciałam zrobić zdjęcia nad rzeką no i zawiesić karmnik chyba czas...