Adrian89 pisze:Stwierdzili że jak drzewo zniszczy rurę to na własny koszt będę usuwał tego skutki.
A może dowiedz się jak to jest naprawdę - może tak tylko straszą .
W końcu ziemia ogrodów ROD jest własnością gminy ,dzierżawioną przez Polski Związek Działkowców-
my -szaraczki -jedynie ją poddzierżawiamy (niestety...)
Na mój rozum to chyba nie jest takie proste- wziąć i wyciąć świerk na takiej działce.
Przecież nie jesteś jej właścicielem... Więc dlaczego miałbyś płacić za cokolwiek?
Może się mylę , może się nie znam na przepisach ,ale temat Polskiego Związku tak mnie wnerwia...
Sama mam działkę ROD i wiem co się dzieje na zebraniach itp.
I na tym zakończymy rozważania o ROD, zgodnie z regulaminem forum nie nawiązujemy do tych tematów...
Dziękuję za zrozumienie
"Wyrzuciłem telewizor na śmietnik, a w radiu urwałem gałkę, tak aby nikt z rodziny nie mógł zmienić stacji i teraz jest tylko wasze radio u mnie w domu. I jestem naprawdę wolnym człowiekiem."
Ufff dowiedziałem się nie zapłacę nic za wycięcie świerka owszem opłata zostanie naliczona (w moim przypadku ok 4700zł) ale jako osoba fizyczna nie będę musiał jej uiścić wystarczy złożyć wniosek
Tomku i Ewiwo
Nie róbta ludkowie jaj że drzewa nie było. W dobie wielkiego brata są zdjęcia satelitarne i mogą być straszne problemy jeżeli jakiś nadgorliwiec trafi na nie lub będzie chciał znaleźć dziurę w całym. Ponieważ działka jest nieogrodzona ktoś wlazł i ukradł a widział bo było wykarczowane ot tyle...
Pozdrawiam
Załóżmy: kupiłem działkę, no bo coś tam... nieważne. 100 km od chałupy. Wolno mi.
Inwestować póki co nie będę, jeżdżę tam 3 x do roku. Wolno mi.
Na działce rośnie pięć starych drzew. Wolno im.
Ktoś przylazł, wyciął dwa. Nie wolno mu, ale wyciął. Może w nocy.
I niby cały rok mam tam siedzieć i tych cholernych drzew pilnować ?????? Dzień i noc?
Ano dokładnie tak. Gdybyś siedział bliżej i byłbyś w stanie zareagować na dewastację zgłaszając sprawę na policję, to być może by Cię to uratowało (pisałem o tej wersji wcześniej, ale nikt nie potwierdził, że takie zgłoszenie faktycznie daje szansę zdjęcia odpowiedzialności z właściciela działki). Każdy jest Cię dzisiaj w stanie zrujnować do końca życia wycinając Ci kilka drzew na Twojej działce - takie mamy w Polsce prawo.
Jak już wcześniej pisała Anna29 od jutra obowiązuje ustawa, że bez zezwolenia można wycinać drzewa do 10 lat.
Ale żeby nie było za słodko - od jutra do wniosku o wycięcie trzeba dołączyć mapkę lub rysunek.
A organ uprawniony do wydawania zezwolenia najpierw dokonuje oględzin, czy nie występują tam gatunki chronione.
Więc najpierw przyjedzie "fachowy" fachowiec
A od nowego roku planowana jest kolejna wersja ustawy. Przecież byłoby za prosto, gdybyśmy mieli niezmienne prawo, jeszcze ustawodawca poczułby się niepotrzebny...
Witam,
Aby nie było tak smutno opisze swoją przygodę z wycięciem drzewa. Może to zachęci innych do trybu zgodnego z prawem. Stan - brzoza, ok 20 letnia, od 4 lat z widocznymi oznakami choroby i zamierania. Wyglądała jak miotła i coraz gorzej. Po próbach głaskania, ratowania, złożyliśmy w styczniu wniosek o pozwolenie na wycinkę - mailem pismo w PDF. Po trzech dniach odpowiedź że Pan z gminy przyjdze na oględziny. Umówił się i przyszedł w ciągu następnych 3 dni. Poprosił abyśmy mieli oryginał pisma z naszymi podpisami to od razu zabierze. Przed upływem tygodnia distaliśmy pismo ze zgodą na wycinkę. Bez opłat. I już, wszystko odbyło się bez proszenia, bez latania po urzędach, bez zrywania się z pracy - tylko mail i telefon. Można? Można, wystarczy trochę dobrej woli ze strony gminy.
Pozdrawiam
bishop pisze:
A od nowego roku planowana jest kolejna wersja ustawy. Przecież byłoby za prosto, gdybyśmy mieli niezmienne prawo, jeszcze ustawodawca poczułby się niepotrzebny...
Aż mi się coś ciśnie na klawiaturę ale na forum mamy zakaz politykowania...
A mnie bardzo ucieszył fakt ,że dodali te kilka latek bez uzyskiwania pozwolenia..Zawsze to trochę wolności więcej
Chciałam jeszcze zapytać o dąb: jak już wcześniej pisałam -my bez problemów wycięliśmy kilka sosen i brzóz samosiejek
na działce budowlanej (oczywiście z pozwoleniem).
Trochę chaszczy tam jednak jeszcze zostało i dopiero później wypatrzyłam niewielki Dąb ! Rośnie on pomiędzy sosnami
i żadne z drzew nie ma szansy urosnąć prawidłowo, bo jest za wielki ścisk
Nie mam pojęcia ile ma lat (jest wielkości wysokiego człowieka)- dębu nie zgłaszaliśmy do wycinki.
Możemy jeszcze wyciąć sosny wokół niego -w każdym razie coś trzeba wybrać...bo nie będzie to ładnie wyglądało za parę lat.
Ktoś pisał o jakichś chorobach dębu-jak myślicie -warto go mieć w ogrodzie? Jakie są "za" i "przeciw"?
Zmorą dębów jest mączniak prawdziwy - choroba grzybowa, której wystąpienie jest bardzo prawdopodobne, a jak już wystąpi, sprowadza na dęby następne nieszczęścia - jak choćby przemarzanie młodych pędów, które po porażeniu grzybem nie mają szansy zdrewnieć na czas (zimy). Mowa o zwykłym, rodzimym dębie szypułkowym. U mnie chlubny wyjątek jeśli chodzi o mączniaka stanowi dąb czerwony - mączniak nigdy go nie zaatakował, podczas gdy rodzime gatunki są stale atakowane przez mączniaki, czerniaki i różne robale.
Natomiast wg wielu znawców tematu dąb czerwony sam w sobie stanowi zagrożenie dla ekosystemu jako organizm obcy, wprowadzony na nasze tereny ręką człowieka i wypierający nasz krajowe, poczciwe dęby. Dlatego nie odważę się go tutaj reklamować, natomiast mocno bym się zastanowił gdybym teraz miał kupować sadzonki dębu szypułkowego i jego odmian. Poza wszystkim dąb czerwony rośnie jak oszalały w porównaniu z miejscowymi maruderami, no i na jesień przebarwia się fantastycznie, a nasze dość nijako. Po prostu - made in USA ;-)
Hmm, z tego ,co piszecie wynika ,że wcale nie powinnam się cieszyć z mojego znaleziska...
Tylko ,że w pozwoleniu na wycinkę nie ma mowy o dębie ,bo wcześniej go nie widziałam...
I co - występować z następnym wnioskiem ?
Jak mogłabym określić jego wiek ? Ktoś pokazywał jak to wygląda u sosen -kolejne piętra przyrostów.
Z papierami o wycięcie drzewa to jest cały cyrk. Wszystko to dotyczy naturalnie drzew rosnących na typowej prywatnej posesji/działce budowlanej, gdzie nie płaci się za uzyskanie zezwolenia na wycięcie - co do tego wszyscy się zgadzamy, że to jest ok. Cała procedura to biurokracja, beznadzieja i elementy ograniczania swobód obywatelskich, oraz wściubianie nosa władzy w prywatne sprawy ludzi. Także żałosny przykład udowadniania, jak ta władza urzędnicza jest potrzebna (czyt. płaćcie więcej podatków). Dalszy ciąg historii z życia wziętej. Otóż na wniosek o wycięcie po 3 tyg. dzwoni pani. Pani referentka w urzędzie (z całym szacunkiem dla tego zawodu), która wniosek przyjęła, teraz umawia się na wizję lokalną. Pani nie przekonała dołączona mapka z zaznaczonymi drzewami, ani tym bardziej fotografie (w sprawie chodzi o usunięcie 2 spróchniałych brzóz). W wyznaczonym terminie, po zwolnieniu z pracy następuje daremne oczekiwanie. Pani nie przychodzi i nie zostawia wiadomości. Następnego dnia po telefonie do urzędu, pani przyznaje, że zapomniała, ale to nic nie szkodzi, bo akurat jej dziś pasuje. No niestety tylko jej. Kierownictwo owej pani nawet przeprasza, ale bez skruchy, bo przecież nic się nie stało. Po kilku dniach nareszcie wizyta w sprawie drzew. Pani robi sobie szkic na karteczce długopisem - no żeby nie było, że bez sensu przyszła.
Uff, ja się pytam po co to wszystko. Prowadzenie sprawy nr taki a taki, osoba zaangażowana, procedury. Tak to wyglądało - może tylko w tym przypadku, nie wiem. Chodzi o zasadę. Znaj obywatelu swoje miejsce, petenci niemile widziani.