
Wykonana jest z resztek desek podłogowych, a więc dość grubych i pewnie to tłumaczy jej trwałość. Wyłożona od środka grubą folią ogrodniczą, co dobrze izoluje drewno od wilgoci i ma oczywiście, wywiercone kilka otworów odpływowych w dnie, zabezpieczonych silikonem.
Skrzynia, jak skrzynia, natomiast ciekawe jest jej wykończenie. Faktura, którą widać na zdjęciu to gruba kasza, przyklejona Vikolem i dodatkowo powleczona grubą warstwą kleju. Jak się okazało po upływie lat, wraz z farbą, jest nie do zdarcia. Do tego stopnia, że nawet kot wybrał sobie to miejsce za pieniek do ostrzenia pazurów i po tylu latach nawet jedno ziarenko nie odpadło. Pomalowana jest farbą dyspersyjną, która daje odporną powłokę, podobną do sztucznego tworzywa i ręczę, że jest bardzo trwała. Poza tym, bardzo szybko schnie.
Z uwagi na to, że kot, sierściuch jeden, na początku zaczął traktować ją jako kuwetę, aby mu to uniemożliwić, na wierzchu skrzyni dorobiłem wyjmowaną kratkę o bokach 10x10cm, w której mogę umieścić 10 doniczek, tworząc różne aranżacje roślinne. Polecam ten patent, który powstał z konieczności, a dzisiaj dziękuję mojej Zośce, że chciała tam robić kupkę, hehe.

Rośliny, jeszcze nie wyglądają najciekawiej, bo mam remont, ale od przyszłego sezonu, balkon powinien powrócić do formy.
Zdjęcie z poprzednich lat, gdzie widać jak to działa. Miałem posadzone w niej tylko dzikie wino, które rosło długie lata, natomiast reszta, to doniczki. Na wiosnę zrezygnowałem z Winobluszczu, bo znudziła mi się ta sama, od lat, jednolicie zielona ściana i posadziłem Clematis Dr. Ruppel. Szybko rośnie, w tempie ok. 1metra na miesiąc i od tygodnia mam już 3 pączki, które niedługo pięknie zakwitną. Jeśli Clematis okaże się tak samo mrozoodporny jak poprzednik, powinienem mieć z każdym rokiem, coraz piękniejszy gaik na balkonie.
