Efektem są ziemniaczątka wielkości czereśni. No, może śliwki. Ale za to jakie dobre i ile jest zabawy przy gotowaniu, POTEM obieraniu i jedzeniu!!!
Moje dzieciątko kiedyś (juz kilka lat temu) zaprosiło na obiad swoją najlepszą przyjaciółkę. Zabroniła mi gotować prawdziwy obiad. Ugotowały sobie kilka takich malutkich ziemniaczków i się bawiły przystrajając je na talerzu resztą ziółek i pomidorkami. Obie były zachwycone!
A tak wyglądało wczoraj na moim zachodnim balkoniku:
Uploaded with
ImageShack.us