Dzisiaj chłodniej i wciąż deszczowo. W małym okienku bez mżawki poplewiłam trochę i posadziłam selery.
Podsypałam cebule popiołem- mają to polubić podobno. Poczytałam też o ściółkowaniu różnymi materiałami- czego to ludzie nie wymyślą. Np. odblaskowa mata pod pomidory i inne wrażliwe na wirusy rośliny. Przyleci taka mszyca, mączlik czy inne dziadostwo, zobaczy błyszczące-świecące powierzchnie i nie siada.
Trytomy zaczynają zielenieć

. Doszła do nich gipsówka- też biedactwo z wyprzedaży. Dalie z nasion w zasadzie gotowe do wysadzenia. Musze tylko znaleźć chętnego do pomocy kopacza, żeby pościągać darń i zrobić daliowo-mieczykową rabatę.
Z obserwacji ogródkowych:
Przehandlowałam zbieranie ślimaków za mufinki

(siostra zbierała, ja piekłam).
Efekt akcji poniżej. Ślimaki powędrowały na nieużytki pod autostradę.
Ale jeszcze wiele wyłazi, trzeba powtórzyć.
Dostałam trochę cegieł- grube, w rożnych kolorach.
Pierwszą partię przywiozłam w piątek, resztę będę zwozić po weekendzie.
Będzie może ścieżka, może placyk...
Zakwitła moja jedyna jabłonka.
Jeszcze nie jadłam jej owoców.
Nowe nabytki ziołowe- lawenda i mięta.
Poczciwy lilak - wspaniały zapach.
Narcyzy- posadziłam je między kępami rozplenicy.
Zanim trawa podrośnie, będą już zasychać.
Ruta pięknie się opuszcza po mocnym cięciu.
Na posadzenie czekają różowe truskawki.
Ubiorek wiecznie zielony- bardzo go lubię,
jego biel wygląda tak świeżo, przy intensywnie zielonych liściach.
