młynek nie stoi w domu, tylko w domku ogrodnika i wielkiego strachu nie ma, ale z kornikami trzeba będzie powalczyć, bo tam są drewniane meble i powały...
Ja w piwnicy znalazłam jeszcze mnóstwo garów różnej wielkości, takich do kiszenia kapusty i ogórków, glinianą makutrę, drewniane naczynie służące -chyba-do odciskania serwatki z sera, ale także różne medale, odznaczenia, guziki od mundurów wojskowych i różne inne.
No i moje najcenniejsze trofeum przekazywane z rąk do rąk przez kolejnych właścicieli - album ze zdjęciami należący do przedwojennych właścicieli. Wspaniałe zdjęcia całej rodziny robione w atelier fotograficznych m.in. w Breslau.
Grzesiu, rzeczywiście lubię takie stare, używane przez wiele osób rzeczy, tak jak dobrze mi się mieszka w domu z duszą i swoją historią...
Elu, Sobótka również bardzo ucierpiała w czasie II wojny, ale Niemcy sporo rzeczy pochowali w różnych zakamarkach.
Pani, która mieszkała w moim domu przez całe dziesiątki lat nie ruszała ich rzeczy w piwnicy, bo ciągle myślała, że oni po nie wrócą...
A sumak - no, cóż - jest piękny, ale może na działce obok

Krysiu, ja tez pamiętam jak kupowałam słodką oranżadę w butelkach zamykanych na takie kapsle; ale ta brązowa butelka to chyba jest starsza - za komuny takich nie było...
Geniu, ja też z sentymentem wspominam swoje dzieciństwo i wodę sodową z syfonu oraz oranżadę z tych charakterystycznych butelek.