Wiesiołku, obornik ma dużo azotu, przyspieszającego/ wymuszającego wzrost.
Optymalnie więc dawać go późną jesienią= wczesną zimą, gdy już nie przesiąknie do gruntu,
a mróz zrobi z niego mrożonkę, która rozpuści się wiosną.
W terminie jesiennym, rozkładamy go dopiero, gdy ziemia jest zamarznięta na amen.
Drugi termin wykładania obornika, to wiosna, gdy deszcze zaraz wymyją składniki odżywcze i dostarczą je do korzeni.
Eluś, dokładnie o tych woderach mówił Krzyś, powstrzymując mnie dziś przed jazdą w górki.
Buty, które się nie ślizgają - przeciekają, a kalosze, jąda po glinie lepiej, niż łyżwy.
W efekcie, skończyliśmy wycieczkę nad Rabą, łowiąc śmieci.
Ewuś, jabłuszek nie zrywamy, bo po nie przyjeżdżają właściciele.
Ale skosztowaliśmy spad i...są kwaśne , jak złodziejskie nasienie!
Zachodu nie widziałam ale słonko zabłysło zza chmur na kilka minut.
I deszcz był ślicznie podświetlony. :P
Smokini, tak bardzo się cieszę Twoją empatią.
Pamiętasz, w zeszłym roku Krzyś/ bishop odczuł na pupie " leśną jazdę błotną w welurach"

.
A te masy wody, faktycznie nawet suchy ugór, zamieniają w papkę.
Współczuję Ci takiego podwórka i przejazdu przez wybłocone racicowisko.
U nas, szczęściem żwirek, a woda na razie odprowadzana dobrze.
100- krotko, po zimie 2005/06 ślimaki wymarzły niemal do śliskiej nogi.
One podobno jajuja tylko do 10 cm, a jak ściśnie -30, to ziemia zdrewniała aż na pół metra.
I sama już nie wiem, jakich mrozów sobie życzyć - ślimaczych czy różanych ?
( Ślimaczo-zabójczych czy różano-oszczędnych).
Mariolu, mikoryza lubi wilgoć i ciepło.
Więc jeśli podłoże u Ciebie ma choć 10 C - to jest to optymalna temperatura podawania szczepionek ( w/g producenta).
Izuś, gorzatko, też mi się podoba huśtawkowa sielanka.
Ale to sznurkowe działo zbudował sąsiad dla wnuka dwulatka.
Na takie grube drzewo, to raczej przyjdzie poczekać nam ze 20 lat

Ale, są przecież samostojące hamaki!
Nocny drwalu, opuszczone domostwa, pochłania Matka Natura.
***********
Zdobycze Raby,
czyli Lusia znajduje karimatę i piękną, czerwoną piłkę.
Luna zauważyła " wieeeelki aport", który przypłynął... no właśnie, skąd?
Potem, znalazła sliczniusią, czerwoną półpiłkę, która przypadła do gustu także Leonowi.
I cały spacer, polegał na wyrywaniu sobie atrakcyjnej zdobyczy.
I tak było, aż do domu...
******