Cynthio dzięki, Tak prawdę mówiąc nie wiem co lubię malować, okaże sie pewnie za parę lat. Tymczasem to tylko takie próby, żeby sie przekonać co mi wychodzi a co nie
Romko, nad tym kołem też myślę bo na drugi rok jak nic sadzę jeszcze jedną glicynię w środku ogródka. może jakiemuś boćkowi zakosić

Zartuję, coś trzeba będzie wymyślić. Tatusiowi gips zdejmują za tydzień, idzie ku lepszemu
Krzysiu, po prostu tak jakoś się namalował, codziennie dwie godzinki i przez około miesiąc czasu ,i jest

Spróbuj sam, nigdy nie wiadomo co wyjdzie, ja też nie wiedziałam.
Geniu, czekam teraz by wsadzić cebulki ale ostatnio zbyt mocno padało. Może dzisiaj się uda

Malować zaczęłam z potrzeby bo ściany puste a jest ich sporo. A jak nie ma kasy na ozdoby to trzeba było samemu się za to zabrać

Dzięki
Agnieszko, mam zamiar namalować jeszcze słoneczniki ale nie jestem pewna czy się uda. Wbrew pozorom nie jest to takie łatwe jak myślałam.

Całe szczęście że jest ich sporo w ogrodzie , ładnie zdobią i rozjaśniają. Tylko, że koszę je systematycznie do wazonu bo w domu też chcę mieć przyjemny klimacik.

I masz rację, trzeba sie nacieszyć na zapas. Czuję zimę w nogach, już mi z rana marzną
Oj 100krotko

Fajna pomyłka ;:2
No cóż, zimno nie? Było za gorąco, teraz mi za zimno a zmarzlak jestem nieprzeciętny. Jak tu babsku dogodzić
Powoli zaczyna mnie bardziej ciągnąć do książek niż do przebywania na powietrzu.
Jesień i zima to dla mnie fotel, ciepło, kawka i do tego książka albo robienie na drutach. Tylko, że jak zaczynam robić skarpetki i rękawiczki to czasami dzieci zdążą je ubrać dopiero na drugi rok.
Od zeszłego roku mam zrobione 1,5 skarpety i córka nie zdążyła zeszłej zimy ponosić.

No... taka szybka jestem, niech to licho.
Ostatnio chodzę na same różańce, sporo sąsiadów przeszło na drugą stronę i wieczory spędziłam na modlitwie. Smutne wydarzenia ale niestety nieuniknione. I za każdym razem myślę sobie kiedy przyjdzie czas na nas samych.
Muszę się pozbyć takich myśli bo mnie przygnębiają a tyle jeszcze chcę zrobić. Gdzieś tam podświadomie przyśpieszam ze wszystkim, żeby spróbować jeszcze posmakować..... życia, nie wiem czego...
Okna do mycia, ogród do przekopania, obraz do namalowania i 3 książki do przeczytania. Nalewkę nową trzeba nastawić, na strychu przesiewkę zrobić i wywalić co niepotrzebne, pieniądze na węgiel uzbierać, drzewo do piwnicy ponosić, obiady, pranie, szycie, i normalna praca....
Nie... no... jak skończę to będę miała z 80 lat bo za rok będzie to samo
Tak więc o spoczynku wiecznym nie mogę myśleć bo nie mam na to czasu.
Dobra, koniec o smutkach...
Dowcip ze stypy, dodam tylko, że wszyscy w pierwszym momencie myśleli, że to fakt.;
Szwagier opowiada,
- Wiecie lucek(Lucek to kuzyn szwagra) opowiadał jak pewnego razu,
nieśli trumnę na cmentarz i w połowie drogi odpadło dno trumny!
Wszyscy jak siedzieliśmy otworzyliśmy buzię,
Iza aż ręce załamała.
- No co ty, i co się stało?! Nieboszczyk wypadł na ulicę?!
Szwagier spokojnie
- Nieee, Lucek mówi, że nie wypadł bo chwycił się rękami za wieko trumny. Jakoś go donieśli.
Smiechu było bo Iza chciała szwagrowi dosłownie naładować. Dostał tylko kuksańca przez karczycho
W każdym razie smutna impreza troszkę się rozluźniła i posypało się więcej anegdot
No ni, czas skończyć tą pisaninę i spróbować wytknąć nos na dwór. Może nie jest tak zimno jak wygląda przez okno
