A przy okazji pozdrawiam Poznaniankę-Górczyniankę, chyba musimy być prawie sąsiadkami (ja mieszkam na Świerczewie blisko Górczyna)
Radosna twórczość - Lizbona (Joanna)
- Lizbona
- 20p - Rozkręcam się...

- Posty: 25
- Od: 4 maja 2007, o 21:20
- Lokalizacja: Poznań - Górczyn
- Kontakt:
Przepraszam, że milczałam - mój komp zbiesił się na dobre i nie wiadomo jak długo podziała po reanimacji. Oby choć trochę. Właśnie przekwita yucca ogrodowa i lawenda, obcięłam kawałek zielonej gałązki krzewuszki i wetknęłam do matki-ziemi, może nie padnie, kwiaty hosty stoją na baczność, a tydzień temu pospacerowałam po ogrodzie botanicznym, gdzie co dwa kroki stałabym i stała, i oglądała, i wąchała, ale deszcze nie pozwolił na żadne tam rozczulanie się. Kartki i z nazwami dostały nogi i sobie poszły - chyba, bo w wielu miejscach nie było. Za to liliowce........ O rany, jakie cuuuudneeeee.....
no i jeszcze zobaczyłam krzaczek, który właśnie zaczyna kwitnąć i niezmiernie mi się spodobał. Oczywiście nie mam zielonego pojęcia jak się nazywa

no i jeszcze zobaczyłam krzaczek, który właśnie zaczyna kwitnąć i niezmiernie mi się spodobał. Oczywiście nie mam zielonego pojęcia jak się nazywa

Pozdrawiam - Joanna
-
Grzegorz B
-
Grzegorz B
- Lizbona
- 20p - Rozkręcam się...

- Posty: 25
- Od: 4 maja 2007, o 21:20
- Lokalizacja: Poznań - Górczyn
- Kontakt:
Powrót :)
Wprawdzie tamat stary, ale nie było mnie bardzo długo - więc odnawiam by się przywitać ponownie. 
Niestety - mój kawałek zielonego, zamiast pięknieć, został zdewastowany, więc teraz znów przede mną lata pracy.
Zimą 2007/2008 mieliśmy pożar w domu - w sumie nie tragiczny, bo szybko opanowany, ale konsekwencją był potężny remont w domu, trwający do jesieni 2008. Oczywiście remont nie skończony (za to kasa tak), ale znów mamy dach nad głową, wodę, prąd i ogrzewanie. Zapewniam - zima bez tych cudów techniki nie jest fajna, nawet tak łagodna, jak była. Ogródek za to nie został oszczędzony - przez panów pracujących, ale wyjścia nie było. W zasadzie całość pokryły resztki spalonego dachu, wyrzucony komin, wyprute wszelkiego rodzaju instalacje, piec żeliwny, bojler i takie tam inne. Miejsce, które się ostało, zostało zajęte przez betoniarkę, a centrum rozyto mi działkę w trzech miejscach po całości. Obraz nędzy i rozpaczy. Nawet, jak coś się uchowało - a było tego trochę - to przez te wszystkie zawalidrogi nie było mowy bym tam wchodziła i pielęgnowała. W efekcie dopiero tegoroczną wiosną mogłam ocenić w pełni zniszczenia - roślinki albo zniszczone, albo zdziczały, częśc wymarzła, z trawy nic nie pozostało, ręce załamane. Jedna, jedyna lawenda pozostała wielka i piękna
Poprzycinałam mocno dereń i krzewuszkę, z grubsza powyrywałam chwaściska, ale głównie zajęłam sie trawnikiem - jako żem niewdolna za bardzo fizycznie, usunięcie pozostałości trwało miesiąc: ziemia sucha i twarda, ja skacząca na widłach, żeby choć trochę poruszyć, w końcu powyrywałam wszystko. Pozostały góry i doliny, ziemia strasznie jałowa. No to dokupiłam ziemi, którą syn woził w 70l workach (wywrotka do nas nie wjedzie), zanim to rozprowadziłam, wyrównałam, wywalcowałam i posiałam - minął drugi miesiąc. Żeby nie było zbyt pięknie - ciagłe deszcze wypłukiwały nasiona (mimo że przysypane ziemią), rozciągnęłam na patykach sznurki, na których powiązałam szeleszczące worki przeciwko wróblom (wróblom absolutnie to nie przeszkadzało), a psy uznały, że mają świetny palc zabaw - mówięc "psy", choć tak naprawdę była tylko jedna Aria i jej dwa szczeniaki. No ale dżunglowały ile wlezie. Jak szczeniaki (chłopcy) wyjechali, przyjechała do mnie (na stałe) Basta - ma teraz niecałe 3 miesiące - wnuczka mojej Bigi, a prawnuczka mojej Psotki. Jak już wcześniej pisałam Psotka uwielbiała kopać dziury, ale poza tym była bardzo grzecznym statecznym psem. Suką. Basta przerosła Psotkę w zapędach dziurowych o wartości niemierzalne, na dodatek ma energii jak całe stado - od ponad 15 lat mam pinczery i jeszcze żaden mi tylu szkód w ogrodzie nie poczynił
Dziury, połamane, poobgryzane gałązki, nawet kora, którą wysypałam - też się nie uchowała.
Szkodnik straszny:

Tak więc nie mam czym się chwalić i nie wiem czy i kiedy będę miała, ale z wielką przyjemnością powracam na forum by obserwować, podpatrywać i poczytać.
Aha - zaponiałabym: w ubiegły roku pierwszy raz zaowocowały winogrona - narażając życie i zdrowie na szwank, przedostałam się tam by je opryskać a potem, zerwać, częśc była dostępna od strony sąsiada. W tym roku też ma owoce, ale znacznie mniej. Ale pyyyyyyszne były
Dopisek po pewnym czasie:
Ciut obejrzałam i postanowiłam jednak trochę fotek wrzucić:
pysznogłówka przemieszana z młodą lawendą - do przesadzenia.
milin sie rozrósł i zaczyna kwitnąć

winogrono owocuje drugi rok

siedmioletnia lawenda się uchowała

ta sama lawenda po drastycznym przycięciu

jedna dziesiąta wyciętej lawendy. Albo i jedna pietnasta ;)

POMOCY:
w zaznaczaonym miejscu chcę coś posadzić - ma ładnie wyglądać i zasłonić beton (liczniki wody). Problem w tym, że podobają mi sie rododendrony albo odmiana tawułki - a to miejsce jest nasłonecznione od wczesnego ranka do późnego wieczora.

DODATEK:
Basta tuż po przyjeździe, już sprawdza co można zepsuć

Niestety - mój kawałek zielonego, zamiast pięknieć, został zdewastowany, więc teraz znów przede mną lata pracy.
Zimą 2007/2008 mieliśmy pożar w domu - w sumie nie tragiczny, bo szybko opanowany, ale konsekwencją był potężny remont w domu, trwający do jesieni 2008. Oczywiście remont nie skończony (za to kasa tak), ale znów mamy dach nad głową, wodę, prąd i ogrzewanie. Zapewniam - zima bez tych cudów techniki nie jest fajna, nawet tak łagodna, jak była. Ogródek za to nie został oszczędzony - przez panów pracujących, ale wyjścia nie było. W zasadzie całość pokryły resztki spalonego dachu, wyrzucony komin, wyprute wszelkiego rodzaju instalacje, piec żeliwny, bojler i takie tam inne. Miejsce, które się ostało, zostało zajęte przez betoniarkę, a centrum rozyto mi działkę w trzech miejscach po całości. Obraz nędzy i rozpaczy. Nawet, jak coś się uchowało - a było tego trochę - to przez te wszystkie zawalidrogi nie było mowy bym tam wchodziła i pielęgnowała. W efekcie dopiero tegoroczną wiosną mogłam ocenić w pełni zniszczenia - roślinki albo zniszczone, albo zdziczały, częśc wymarzła, z trawy nic nie pozostało, ręce załamane. Jedna, jedyna lawenda pozostała wielka i piękna
Poprzycinałam mocno dereń i krzewuszkę, z grubsza powyrywałam chwaściska, ale głównie zajęłam sie trawnikiem - jako żem niewdolna za bardzo fizycznie, usunięcie pozostałości trwało miesiąc: ziemia sucha i twarda, ja skacząca na widłach, żeby choć trochę poruszyć, w końcu powyrywałam wszystko. Pozostały góry i doliny, ziemia strasznie jałowa. No to dokupiłam ziemi, którą syn woził w 70l workach (wywrotka do nas nie wjedzie), zanim to rozprowadziłam, wyrównałam, wywalcowałam i posiałam - minął drugi miesiąc. Żeby nie było zbyt pięknie - ciagłe deszcze wypłukiwały nasiona (mimo że przysypane ziemią), rozciągnęłam na patykach sznurki, na których powiązałam szeleszczące worki przeciwko wróblom (wróblom absolutnie to nie przeszkadzało), a psy uznały, że mają świetny palc zabaw - mówięc "psy", choć tak naprawdę była tylko jedna Aria i jej dwa szczeniaki. No ale dżunglowały ile wlezie. Jak szczeniaki (chłopcy) wyjechali, przyjechała do mnie (na stałe) Basta - ma teraz niecałe 3 miesiące - wnuczka mojej Bigi, a prawnuczka mojej Psotki. Jak już wcześniej pisałam Psotka uwielbiała kopać dziury, ale poza tym była bardzo grzecznym statecznym psem. Suką. Basta przerosła Psotkę w zapędach dziurowych o wartości niemierzalne, na dodatek ma energii jak całe stado - od ponad 15 lat mam pinczery i jeszcze żaden mi tylu szkód w ogrodzie nie poczynił
Szkodnik straszny:

Tak więc nie mam czym się chwalić i nie wiem czy i kiedy będę miała, ale z wielką przyjemnością powracam na forum by obserwować, podpatrywać i poczytać.
Aha - zaponiałabym: w ubiegły roku pierwszy raz zaowocowały winogrona - narażając życie i zdrowie na szwank, przedostałam się tam by je opryskać a potem, zerwać, częśc była dostępna od strony sąsiada. W tym roku też ma owoce, ale znacznie mniej. Ale pyyyyyyszne były
Dopisek po pewnym czasie:
Ciut obejrzałam i postanowiłam jednak trochę fotek wrzucić:
pysznogłówka przemieszana z młodą lawendą - do przesadzenia.
milin sie rozrósł i zaczyna kwitnąć

winogrono owocuje drugi rok

siedmioletnia lawenda się uchowała

ta sama lawenda po drastycznym przycięciu

jedna dziesiąta wyciętej lawendy. Albo i jedna pietnasta ;)

POMOCY:
w zaznaczaonym miejscu chcę coś posadzić - ma ładnie wyglądać i zasłonić beton (liczniki wody). Problem w tym, że podobają mi sie rododendrony albo odmiana tawułki - a to miejsce jest nasłonecznione od wczesnego ranka do późnego wieczora.

DODATEK:
Basta tuż po przyjeździe, już sprawdza co można zepsuć

Pozdrawiam - Joanna























