Całe moje pisanie poszło się gibać. A każdemu odpowiedziałam z osobna, wybaczcie ale już teraz ogólnie,
dziękuję wszystkim razem, że czuwałyście tutaj i zaglądałyście.
Miałam króciutki urlop i teraz już wracam do moich chwastów
Tato zleciał z czereśni, ma złamane ramię i teraz cały tułów w gipsie. Akurat tam byłam i mogłam zareagować. Całe szczęście , ze nie kręgosłup. A tyle razy mówiło Mu się, ze ma sobie szukać robót przy ziemi i to nisko.
Na następny dzień byłam na pogotowiu z mężem , zjechał do domu z silnym bakteryjnym zapaleniem i z wysoką gorączką.
Jak to się mówi, nieszczęścia chodza parami.. Już jest ok i całe szczęście. A ile przy tym marudzenia.
No nic wytrzymałam to jakoś ale nerwowa była okropnie. Za dużo na raz.
Przyjechało do tego drzewo i trzeba było jeszcze i tym się zająć , pociąć i poukładać do schnięcia.
Już zrobione.
A ile mi M jabłek podczas choroby naskrobał to się w głowie nie mieści. Przychodziłam tylko z pracy i wekowałam.
Teraz powolutku nastaje spokój.
Obraz już skończony i niedługo zacznę następny.
Aktualnie jestem na laptopie córki i nie mam jak wstawić fotki ale jak tylko znajdę czas by dorwać się do swojego komputera to załaduję zdjęcie.
W ogrodzie nic się specjalnie nie zmieniło . Glicynia tylko rośnie jak szalona i nie bardzo wiem jak ją podwiązać, w górę czy w poprzek. Zobaczymy.
Rodzice wyruszyli dzisiaj do Macedonii i tatko w pełnej zbroi, gips zdejmą Mu dopiero za dwa tygodnie. Miał zostać bo w takim upale wiadomo jak to jest. Nic nie narzeka i nie mruczy tylko upycha watę pod ostre krawędzie , żeby nie obcierało i koniecznie też chciał jechać. Mam nadzieję, że wycieczka będzie udana
Nie wiem jak długo będę wszystko tutaj nadganiać ale postaram sie wszystkich obskoczyć i pooglądać zmiany jakie zaszły w ogrodach
