Wybaczcie, że się nie odzywałam. Dziękuję za wszystkie odpowiedzi. Spieszę dodać, że dzwoniłam do producenta i napiszę tu czego się dowiedziałam, bo może ktoś kiedyś też będzie taki "mądry" i spryska "jak leci".
Przede wszystkim to skandal, że ktokolwiek w jakimkolwiek sklepie doradził użycie takiej toksycznej chemii przy domu - nie można tym pryskać nawet trawnika po którym chodzą ludzie czy zwierzęta a co dopiero czegokolwiek co mielibyśmy jeść.
Wszystko więc idzie do utylizacji. Nie muszę chyba dodawać, że mój wkurw na bezmyślność męża "urosł pod niebo" (oprysk pod moją nieobecnośc, bez mojej wiedzy a wręcz wbrew mojemu kategorycznemu zakazowi używania jakiejkolwiek chemii... to pędraki mu przeszkadzały) ;/
I to by było na tyle. Trzeba mi teraz wrócić do miasta znowu kupować w sklepie marchewkę, która smakuje jak gorzko-słodki styropian ;/
Orientuje się ktoś może co to i jak to zwalczyć? Czy dołki, w których to znalazłam (po wyciągnięciu z nich żurawek) trzeba jakoś "zdezynfekować" przed posadzeniem kolejnych? Te wyciągnięte, z mieszkańcami w korzeniach, spaliłam, ale nie wiem czy to w ogóle groźne i czy może się jakoś roznieść. Z góry dziękuję za pomoc 
.
