Witajcie
Zapowiadano opady a wyszło jak zwykle.
Wczoraj był jeszcze wiaterek.
Nie mam już siły do podlewania.
Strasznie jestem opóźniona z wszystkim w tym roku /pogoda i wydarzenia rodzinne/
Szkoda tego wszystkiego ,przed nami spektakularne kwitnienie astrów ,których mamy sporo.
Bez wody nie zakwitną.
Wczoraj miałam przygodę z jeżykiem.
Oswoiłam młodą jeżycę - Jeżynkę ,przychodzi do miski pod dom o tych samych godzinach.
Wczoraj Zbyszek doniósł mi /bez ogródek ,jak to On/ ,że widział rozjechanego jeża nie daleko nas i to na pewno mój jeż
Całą niedzielę miałam sp..., na dodatek jeż nie przyszedł wczoraj wieczorem.
Już chciałam iść z rykiem do sąsiadów - kociarzy /przyjaciół wszystkich zwierząt/ poskarżyć się.
Czekałam cały wieczór ,wystawiłam ulubione ciasto.
Między trzecią a czwartą w nocy przyszła jednak Jeżynka co mnie niezmiernie ucieszyło.
Weszła mi nawet na nogę z radości
Loki
Weszłam w uprawę warzyw bo grzech siedzieć na wsi i nie mieć własnych.
Ale na początku naszego osadnictwa tu robiliśmy wszystko razem z Z.
Pomagał mi sadzić i podlewać.
Teraz ma gołębie ,które się Krucafiks rozmnożyły ,jak szalone i ciągle przy nich biega
Na dodatek ma sporo pracy i jeździ prawie co dzień do 3 City plus wirowanie miodu.
Więc wychodzi na to ,że podlewam jeszcze jego uprawy i koszę za Niego.
Skończę ,jak znajoma ze sklepu ogrodniczego - spadła ze schodów z konewkami.
Florianie
Masz rację całkowitą.
Tyle ,że ja bardzo lubię warzywka swoje i przyzwyczaił się mój żołądek to czystego, zdrowego jedzenia.
Przy ''normalnej ''pogodzie miałam zawsze tyle ,że rozdawałam Rodzinie i znajomym.
Niestety drugi rok mamy trudny /suchy bardzo.
Na pewno pomidory wysokie odpuszczę /najwięcej wody wymagają/ Szklarnia pewnie się i tak zawali
Myślę ,że samo tak wyjdzie ,że albo będą limity wody ,albo inne ograniczenia nie zależne od nas.