Upały i susza wykańczają róże. Już nawet nie pamiętam kiedy porządnie popadało. Jest tak źle, że ogarnęło mnie zniechęcenie. Tyle wysiłku, potu, bolących pleców i zaczynam sobie zadawać pytanie - Po co? Czy warto? Skoro palące niemiłosiernie słońce i tragiczna susza niweczą tyle wysiłku zaledwie w ciągu dwóch tygodni... Wyschnięta trawa, suszki zamiast kwiatów. Może rzeczywiście M ma rację i trzeba zmniejszyć ilość róż? Kilka dni temu, niedaleko nas spaliło się kilka hektarów lasu. Sytuacja na Mazowszu jest dramatyczna i jak na razie nic nie zapowiada poprawy. W prognozach nadal bez znaczących opadów...
Wczoraj zaczęłam najbardziej przez siebie nielubianą czynność - obcinanie przekwitłych, bądź jak kto woli, uprażonych kwiatów. Zajęcie jest monotonne i zapewne będzie trwało kilka dni, ale na szczęście sporo jeszcze kwitnie, chociaż nie wyglądają już tak bajecznie kolorowo. Kwiaty wyblakły od słońca i widać, że same krzaczki są zmęczone. Robactwo na razie przystopowało, ale zauważyłam pierwsze oznaki mączniaka. No tak, zawsze coś...
Ale dość już tego narzekania i czas na odpowiedzi.
Majeczko, wszelki duch... Bardzo się cieszę z Twojego wpisu. Czekam z niecierpliwością na tegoroczne fotki i kilka słów o nowościach. Nie wierzę, że nic nie kupiłaś w tym roku
Po mocnym, wiosennym cięciu LO wreszcie zakwitła jak należy
Basiu, oj szkodzi, tylko na fotkach wszystkiego nie widać. A szkodzi przede wszystkim ogromna susza, która zaczyna mnie coraz bardziej martwić
Crocus Rose ma spokojnie nawet więcej niż 180 cm. I to nie tylko w górę, ale i wszerz. Jeśli chodzi o tego potwora, to nic nie jest w stanie go zatrzymać. Nie pomogło wiosenne, mocne, radykalne cięcie. Efekt był tylko taki, że zakwitła później niż zwykle. Za to jeszcze bardziej się rozkrzewiła i znów osiąga monstrualne rozmiary. Już sama nie wiem jak postępować z tą różą. Ciąć mocno - źle. Nie ciąć wcale - jeszcze gorzej
Krysiu, tak, Alexandra wymaga podwiązywania, bo ma taki trochę pokraczny pokrój. Rośnie, a właściwie rosną, (bo mam dwa krzaki) w każdą możliwą stronę. A ponieważ kwiaty są wielkie i ciężkie, na dodatek zebrane po kilka na pędzie, to wymagają podwiązania. Byle wichura i wszystko leży na ziemi. Akurat z nią mam doświadczenie i już nie raz podnosiłam te ciężkie pędy z ziemi
Joasiu, jest mi niezmiernie miło Ciebie gościć. Wpadaj kiedy tylko masz ochotę
Jadziu, pokaz był, ale zbyt krótko. Upały załatwiły sprawę i teraz ogarnęło mnie zniechęcenie. Zbyt szybko wszystko przekwitło, a raczej upiekło się w niemiłosiernie palącym słońcu. Szkoda tyle włożonej pracy...Ech... Już nie mam siły do podlewania. System nawadniający przy takiej suszy jest niewystarczający. Za dużo mam róż i po prostu nie daję sobie z tym wszystkim rady. Zaczyna do mnie docierać, że stałam się niewolnikiem własnego ogrodu i czuję się jak więzień na galerach. Nie tak miało być! Ogród miał cieszyć, a nie być uciążliwym obowiązkiem! Samo się nic nie zrobi, a przy tej ilości krzaków, tym bardziej. Muszę chyba przemyśleć i zmniejszyć swój stan posiadania, bo inaczej nic z tego nie będzie
Thomas a Becket - nowy zakup z tego sezonu
Daysy, krzaczyska porosły zbyt wielkie i nie dość, że zajmują dużo miejsca, to ich ilość zaczyna przerastać moje siły przerobowe, a ogród powoli przestaje mnie cieszyć. Może inaczej bym na wszystko spojrzała gdyby nie susza i tropikalne temperatury. Dopiero druga połowa czerwca, a ja już czuję się zmęczona
Aniu - Annes, większość Austniek niestety przekwitła. Zbyt szybko jak dla mnie. Teraz trzeba to wszystko ciąć i smutno się robi, że to już, tak migiem.
Rozbawiłaś mnie tym eliksirem To jest myśl! Już dawno mówiłam, że nie ma to jak końskie "złotko"Kurczę chyba się przemogę i zrobię eliksir zapachowy w beczce
A RU odkryłam na nowo. To stare, poczciwie różysko, którego chciałam się pozbyć. Chyba wyczuła 'klimat', bo postanowiła zrobić mi niespodziankę i zakwitła na maksa. W tej sytuacji na pewno z niej nie zrezygnuję. Tym bardziej, że nawet te tropiki jakoś nie są w stanie jej zaszkodzić i nadal niezmordowanie kwitnie, a same kwiaty, choć jaśniejsze, to nie wyglądają wcale na umęczone.
Beatko, he, he może być i tak Prawda jest jednak taka, że moja Edenka nie chwyciła mnie za serducho. Ani nie kwitła zjawiskowo, ani kwiaty również jakoś nie przypadły mi do serca. Na dodatek miała dwa badylki i była bardzo himeryczna. No i w związku z tym trza się było rozstać. Będę jej urodę podziwiać w innych ogrodachOj, już wiem dlaczego wyrzuciłaś z ogrodu Eden Rose. Ten ogród to Eden więc ona tam zbędna.
Róże nadal kocham, chociaż w ostatnich dniach dopadło mnie tzw. zmęczenie materiału i spadek formy. Wszystkiemu winne skwar, żar z nieba i tragiczna susza. Ale nic, to! Przetrwam i za jakiś czas chęci do ogrodowania powrócą. Bo jednak nie wyobrażam sobie ogrodu bez róż.
Kasiu, a wiesz, że ostatnio nawet się zastanawiałam co bym odpowiedziała na zadane mi pytanie o tę jedną, jedyną, naj? Ty pytasz o pięć, a ja nadal się zastanawiam, które spośród nich wybrać... Ale, pobawię się chwilkę i spróbuję odpowiedzieć na to bardzo ciekawe pytanie.
Po dłuższym zastanowieniu wybrałam 12 sztuk. Nijak nie mogłam skrócić tej listy, bo uważam, że każda z nich zasługuje na to, żeby o niej wspomnieć. Kolejność jest afabetyczna. Może potem spróbuję jeszcze ustawić podium dla pierwszej trójki.
Tegoroczny debiut - The Mayflower
cd. za chwilę