Ja wczoraj wieczorem wracałam od rodziców z synkiem- berbeć 2 latka.
Już przy pierwszym kroku fiutnął na ziemię aż mu butek spadł

Na szczęście nic nie płakał bo pielucha jeszcze w spodniach i kombinezon. Ale wiedziałam, że powrót łatwy nie będzie.
Samochód pięknie odskrobałam, odpaliłam, wsteczny- gaz i.... buksuję w miejscu.
Jechałam potem jakieś 20 na godzinę, hamowania zero, przyczepności zero a ludziska przez środek drogi przełażą i wygibusy wyczyniają.
Dziś siedzę w domu bo mały katar złapał, ale wiem, że sytuacja nie jest dużo lepsza.
Ot, zima w mieście
