Uffffff wróciłam z miasta. Głód mnie przyparł bo zapasy wyżarte, chleba od środy nie dowieźli. Najwyższy czas było do cywilizacji zawitać. Mówie mojemu eM że moim malutkim autkiem pojedziemy bo zawsze je można w 2 chłopa pod pachą przenieść. Ale nie. Trzeba było jechać krową eMa

. Pojechaliśmy do "A" No i na pierwszy rzut poszły nasionka

. Kupiłam arbuza i melona. Ambitnie

. POzazdrrościłam Marginetce.

Pare kwiatuszków, sałatę ......

. Po zakupach lecimy ślizgiem do auta. Wsiadam a tu nic nie widać. Cały samochód oblodzony. Pytam się eMa.... gdzie skrobaczka.... nie ma

. Stoimy czekamy aż się krowa rozgrzeje i lód się sam roztopi. 30 minut i już coś widać

. Jedziemy, brniemy ..... i z 80metrów od domu sruuuuuu. I wisimy na zaspie

Krowa 2 tony i ruszyć jej nijak się nie da. Podkopy nie pomagają. Lece do szwagra. Wyciągnął swoim autem .
Mówiłam, mówiłam żeby jechać moim autkiem! I przenieść łatwo a i skrobaczka jest na stanie
Renata moje małe dziecie przemyciło mi w zakupach nasionka niecierpka. Niecierpie niecierpków. Chcesz?
Pozdrawiam. Beata.