Jadziu, wczoraj walczyłam ze słomianymi chochołami. O,żesz....jak ja tego nie lubię. Słomę musiałam spalić i to ostrożnie, bo strasznie dymi i obawiałam się, że sąsiedzi naślą na mnie straż pożarną

Wszelkie latające na razie muszą sobie radzić same w zdobyciu wody, bo na działkach jeszcze żadnego ujęcia wody nie ma.
Moje pomidorki już koniecznie też muszą dostać nowe domki, ale to stanie się dopiero dzisiaj, bo jak byłam ostatnio na działce, to zapomniałam zabrać do domu większe doniczki

Dopiero wczoraj je przywiozłam, szkoda ze tak późno, bo sadzonki są już mocno wyciągnięte.
Cieszą mnie listki na Twojej Amelce, ona jeszcze młódka, to i okrycia na zimę potrzebuje. Bo swojej już nie przykrywam i całkiem nieźle sobie radzi. To jeszcze niewielki krzaczek, ale jak widać wigorny

A Elżbietka od Ciebie wypuszcza maleńkie kiełeczki, wygląda na to, że się u mnie zadomowi
Lucynko, wystarczyły mi cztery godziny na działce i już wiedziałam, że mam mięśnie. Może byle jakie, ale mam

Dzisiaj upewniłam się w tym przekonaniu, bo wczoraj popracowałam trochę dłużej. Mogłoby być cieplej, a przynajmniej słonecznie, to z przyjemnością wystawiłam twarz do słoneczka. A tak, ani ja, ani wszelakie bzyczki nie mogliśmy się pławić w jego promieniach. Pszczółek było zaledwie kilka i to mocno niemrawe.
Na działce nawet wypiłam kawę, chociaż jeszcze nie puścili wody do picia, ale spodziewając się tego, zabrałam pól litra ze sobą. Oczywiście wody
Szafirki już kwitną w dwóch rodzajach, a jeden piękniejszy od drugiego. Na dodatek będą jeszcze kolejne, chociaż nie w tym roku, bo pod koniec lutego znalazłam w domu torebeczkę prawie zasuszonych cebulek. Domyślam się, że to są białe szafirki od Ciebie, ale co robiły w domu tego nie wiem

W każdym razie wsadziłam je do doniczki, a one postanowiły mi wybaczyć moje zaniedbanie względem nich i wszystkie pokazały szczypiorki
O brak pracy na działce się nie boje, jeszcze się nie zdarzyło, żeby przede mną uciekła. Ona raczej z tych wolno działających, zawsze ma czas i na mnie czeka.
Maryniu, pierwszą połowę tygodnia miałam zajętą, ale to dobrze się nawet złożyło, bo zimno było okrutnie. Już wczoraj zrobiło się prawdziwe wiosennie, ale prawie tego nie zauważyłam, bo przesiedziałam cały dzień w pracy, przy opuszczonych roletach, nie widząc nawet tego, co się dzieje za oknem. Dopiero jak wyszłam na przerwę, to zobaczyłam co się na tym świecie wyrabia
Bardzo nieskromnie przyznam, że śliczne mam szafirki i urzekają mnie za każdym pobytem. Wdzięczą się do mnie, żebym tylko nie ominęła ich okiem aparatu
Za zdrówko dziękuję, chyba nareszcie jest dobrze
Danusiu, bardzo mnie ten remont cieszy, dlatego z niespotykaną u mnie cierpliwością znoszę jego trudy. Chociaż najgorsze chyba dopiero przede mną. Największą rozpierduchę będę miała na same święta, ale nie da się tego przeskoczyć. Na szczęście w święta się goszczę, to jakoś przeżyjemy. Nawet nie wiem czy eM będzie mi jeszcze mógł ponownie podłączyć piekarnik, żebym cokolwiek mogła upiec. Ale jak nie, to też przetrzymam

Ciekawa jestem ile cesarskich zakwitnie w tym roku, bo w tamtym niestety szału nie było
Ewuś, a ja już ze zniecierpliwienia tylko przebieram nóżkami

, żeby to już rozkręciło się na dobre. A tak, to tylko eM bałagan robi, bo a to ścianę trzeba przesunąć, a to podłogi zrobić

Mebelki mają być za trzy tygodnie, tuż przed świętami. A ponieważ i pracować trzeba, to chyba nie uda mi się uruchomić kuchni na czas. Zresztą nie ma teraz co gdybać, zobaczymy jak to się wszystko ułoży.
Wiosna rzeczywiście nie czeka, coraz więcej kwitnących łebków już widać, chociaż nie mam zbyt dużo tych wczesnych zwiastunów wiosny. Na działce bywam rzadko, nie miałby kto ich oglądać. Na jesieni dokupię tylko krokusów, bo tych akurat mi braknie.
Beatko-Bea, tydzień do pogodnych raczej nie należał, dopiero w czwartek zapaliła się lampa na niebie i całkiem nieźle przygrzewała. Wczoraj miało być pięknie i słonecznie, tymczasem cały dzień było pochmurno i wietrznie. Ale Do pracy się nadawało, a teraz głównie tym się zajmujemy. I wykorzystałam to w całej rozciągłości i poużywałam sobie na działce do woli. Biegałam z kąta w kąt, nie wiedząc za co chwycić się najpierw. Roboty mam od groma, ale nic sobie z tego nie robię. Przyjdzie taki czas, że i ja będę miała ogarnięte, a potem wyjadę na dwa tygodnie do Krakowa i po powrocie, zamiast sadzić rozsady, będę musiała zaczynać wszystko od nowa

Następny tydzień mógłby być pogodny, bo mam niespotykane luzy w pracy zawodowej i mogłabym to wykorzystać.
Dorotko, hortensja o którą pytasz, to najzwyklejsza Anabelle. Chyba pasuje jej miejsce, bo pięknie rośnie i zawsze ma ogromne kwiaty

Wiosna u mnie raczej skromna, ale nie może być inaczej, skoro nie mam ogrodu przy domu, a na działce w tym okresie bywam od wielkiego dzwonu.
Marysiu, Ty mnie lepiej latami nie strasz

, bo za nic nie uwierzę, że jesteś ode mnie o tyle starsza. Jak przeczytałam ile zrobiłaś przez jeden dzień, to słabo mi się zrobiło na samą myśl, że kiedykolwiek mogłabym tak zasuwać. Ale trzymam Cię za słowo, że za dwadzieścia lat, będę miała taką parę jak Ty

Agnieszko, sama nie rozumiem, dlaczego nic na mnie nie czekało. Przecież rozchorowałam się specjalnie wcześniej, żeby nie kolidowało to z wiosennymi kwitnięciami, a tu przyjeżdżam na działkę i widzę, że na złość mi wszystko zakwitło wcześniej

Maki miałam dopiero po raz pierwszy i szturmem zdobyły moje serce, dlatego dopiero teraz zobaczymy czy się skrzyżowały. Zobaczymy, albo i nie, bo oczywiście nasion nie podpisałam

i tylko wiem, że w każdej torebeczce jest inny. Nie pozwalam się im rozsiewać, żeby na wiosnę nie mieć miliona siewek. Zostawiam po jednej makówce i pilnuję, żeby nasiona się nie wysypały. Chociaż nie dam sobie ręki uciąć, czy czasami mnie nie przechytrzyły.
Kuchnia marzyła mi się od dawna, ale zawsze było coś pilniejszego. Teraz wreszcie się udało i mam nadzieję, że będzie jak z bajki. Co prawda wczoraj stwierdziłam, że nowy piekarnik oczywiście postawimy sobie w kuchni, ale stary podłączymy w pokoju, bo za nic nie rozumiem o czym do mnie piszą w instrukcji
Lucynko, działkowo do tej pory nic nie robiłam, to i pisać za bardzo nie było o czym. Ale za to poskakałam sobie po Waszych ogródkach

, pozaglądałam w znajome kąty. Poza tym praca zajęła mi stanowczo zbyt dużo czasu, ale co poradzić, kiedy trzeba zarobić nie tylko na nową kuchnię, ale i na roślinki. Właśnie wczoraj przyszła zamówiona w lutym paczucha z powojnikami
Martuś, jaki porządek

? Cztery godziny pracy wystarczyły mi zaledwie do wycięcia suchych badylków hortensji i większości róż, bo jak się wczoraj okazało, to jednak kilka w tym amoku ominęłam. Wczoraj zrobiłam trochę więcej, ale szczerze mówiąc, to jeszcze niewiele widać. Zrobiło się może bardziej przejrzyście, ale o porządku nie mam mowy
Jesteś w dobrym klubie, Martusiu, tutaj na szczęście wszyscy są pułgłupiaści, każdy ma jakiegoś bzika. Zawsze to lepszy taki, niżbyś miała oddawać się jakimś niebezpiecznym dla życia nałogom. W końcu z nudów mogłabyś nadmiernie spożywać napoje tzw. wyskokowe, co też przyznam w niewielkich ilościach jest przyjemne, ale zawsze to przyjemnie poobjadać się szyneczkami i paróweczkami, tym bardziej, że one własnej roboty
Beatko-Bazyla, ja nad spełnianiem swoich zachcianek musiałam pracować latami, a Ty wciągnęłaś się w ten proceder w
try miga Późno zaczęłaś, ale pod takim kierownictwem jak nasze, szybciusieńko nadrobiłaś stracony czas

Rabaty zarastają mi ogromną ilością trawska, to już kolejny rok, kiedy tak się dzieje. Są i inne chwasty, ale trawa jest w przeważającej ilości. Nie mam pojęcia skąd ona się bierze? Koszę przecież na bieżąco, a i w okolicy raczej nie ma jakiś takich zaniedbanych działek, ale jak widać skądś
przylata i mnie wkurza.
Skoro od wtorku rozpoczynasz sadzenie, to Ciebie ból głowy i obłęd w oczach dopadnie znacznie wcześniej i z tego co pamiętam Twoją listę, będzie zdecydowanie większy niż mój

Chyba pozostaje mi się cieszyć, że zamówiłam tak mało....
Mariusz, a nie mogłeś zajrzeć do mnie wcześniej i taką radę mi rzucić

?
Zaglądałam wczoraj do swoich murarek, ale jak na razie jeszcze wszystkie smacznie sobie śpią. I może to dobrze, bo jeszcze niewiele kwitnie i miałyby problem ze znalezieniem dla siebie i jajeczek śniadanka.
Po zimie siły jakieś mikre, ale jeszcze kilka wypadów na działkę i będę jak Robocop
Wczoraj zaczęłam już sezon działkowy na zupełnie poważnie. Żadne tam wożenie przez eMa, czy też miejskimi środkami transportu, tylko odkurzyłam swojego metalowego rumaka, spakowałam sakwy i wskoczyłam na siodło

Myślałam, że po zimie brak kondycji da mi się we znaki, ale nie miałam najmniejszych problemów z dojazdem na działkę, jakbym wczoraj odstawiła rower do piwnicy. Widocznie brak kondycji dotyczy tylko pracy na działce, a nie przyjemności takim jak jazda rowerem. Ale za to już wracając z działki, doskonale wiedziałam, że moje przysłowiowe cztery litery są na swoim miejscu i bynajmniej nie miały się dobrze

Czułam każdą dziurę na leśnej drodze, a uwierzcie mi, że jest ich bez liku.
Po przyjechaniu na działkę, tylko chwilkę oddałam się kontemplacji tego co tam zastałam, bo i zastałam niewiele. Krokusy przekwitły jeszcze bardziej, jedynie kilka zaskoczyło mnie w miarę świeżym wyglądem, reszta już niestety przygotowuje się do długiego odpoczynku.
Ostro wzięłam się do roboty, bo i miałam jej niemało. zaczęłam od usunięcia słomianych chochołów z pnących róż. Zima zdecydowanie była zbyt łagodna i niestety nawet odrobinę nie stępiła ostrych pazurków moich panien. Drapały jak wściekłe kotki, a nie królowe rabat.
Nie tylko jestem podrapana, ale i opuszki palców mam bardzo boleśnie pokłute, nawet skórkowe rękawiczki nie za wiele tutaj pomogły.
Po kilku odgarniętych chochołach ze zdziwieniem usłyszałam, że mój brzuch ostro dopina się posiłku. Ki diabeł? O jedenastej? Przecież to nie pora na dogadzanie żołądkowi. I dopiero tutaj skojarzyłam, że śniadanko, jak to mam w zwyczaju, zabrałam ze sobą na działeczkę, tylko zapomniałam zjeść
Po zjedzonym w pośpiechu śniadanku, znowu zajęłam się różami. Początkowo słomę wpychałam do plastikowego pojemnika, ale kiedy nie mogłam już nic więcej upchnąć, postanowiłam spróbować ją spalić. Słoma strasznie dymi i zawsze musiałam palić etapami, rozkładając sobie pracę na kilka kolejnych pobytów na działce. Wczoraj jednak musiały wiać sprzyjające mi wiatry, bo dym szybciutko się rozwiewał i spaliłam wszystko za jednym posiedzeniem. Przy okazji spaliłam jeszcze trochę suszków, ale szczerze mówiąc to niewiele, bo palenie w kominku, to jednak nie otwarty ogień i zajmuje bardzo dużo czasu. Część pnących róż porozpinałam już na siatkach i to głównie przy tej czynności tak się pokłułam

Kilku różyczkom rozgarnęłam kopczyki, ale to właściwie tylko dlatego, że szukałam pierwiosnka (i znalazłam!), oraz piwonii koperkowej, ale po tej niestety śladu nie ma. Przycięłam do końca wszystkie róże i teraz mogę już powiedzieć, że mam je w miarę obleciane. Jeszcze dwie zostały do rozpięcia i kilka kopców do rozgarnięcia, chociaż za tą ostatnią czynnością nie przepadam. Zdecydowanie wolę sypać kopce, niż je rozgarniać. Ciekawe czemu

Tulipanowych liści jest bardzo dużo, za to pąków znikoma ilość. Jak w tym roku znowu nie zakwitną to wyrzucę je w cholerę, niech nie drażnią. Zaczęłabym je traktować jak jednoroczne, ale to jednak trochę drogi interes, a z kolei zrezygnować całkiem? Wiosenny ogród bez tulipanów będzie pusty i szary, ale skoro i tak i tak nie kwitną? Sama nie wiem, co z tym począć....
Nie wiecie może, co to mi zakwitło? Kupiłam jako szafirki, ale nijak ich nie przypominają
Rudbekia Cherry Brandy przeżyła zimę
I jeszcze tulipan na nóżce
Takie listeczki ma już Bajazzo
Kilka dni temu posadziłam do doniczek wszystkie swoje dalie. Te kupne już zaczęły w foliowych torebkach wypuszczać kiełki, to stwierdziłam, że i te przechowywane też posadzę. Jedna karpa jest tak potężna, że koniecznie muszę ją podzielić, ale zupełnie nie wiem jak się do tego zabrać. Coś poczytałam i ogólny obraz mam, ale boję się ją uszkodzić, bo to przepiękny okaz. W tej chwili trzy dalijki mają kiełki na wierzchu

I niestety zagwarantowałam sobie kolejny ból głowy, bo przecież zapewniałam, głównie chyba siebie, że żadnych dalii w tym roku nie kupuję, żeby mieć miejsce na byliny. I w ten sposób na balkonie mam 17 doniczek z daliami. A wszystko przez te głupie zapewnienia

Wczoraj przyszła paczka z zamówionymi powojnikami, czy pięknymi to się dopiero okaże. Kupiłam: Guersney Cream, Mrs Robert Brydon i Markhams Pink. I wszystko byłoby

, gdyby nie to, że tylko jeden powojnik jest podpisany. Chyba będę musiała

Dzisiaj już raczej do Was nie zajrzę, bo czeka mnie pikowanie pomidorów i kobee muszą dostać większe doniczki. Wieczorem idę na noc do pracy, to może wtedy uda mi się pospacerować po Waszych ogrodach i działeczkach. Życzyłabym sobie i Wam wszystkim, żeby następny tydzień był piękny i słoneczny, a przynajmniej ciepły i bezdeszczowy, to pobuszujemy sobie w chwaścikach i nie tylko. Szczególnie mi na tym zależy, bo mam tylko dwa dni pracujące i mogłabym podgonić prace na działce, a tak to przebimbam. Ale bimbać sobie też lubię, to jakby nie było, będzie super. I nawet nie muszę sprzątać na święta, bo przez remont tyle jest kurzu, , że nie warto brać się za większe porządki.
Pozdrawiam
