Cześć, minął już kolejny dzień z taką temperaturą 
.
Troszkę powieje, czasem deszczyk przeleci, ale generalnie jest super.
Chyba najstarsi górale nie pamiętają takiego wspaniałego października

.
I chyba przez tę pogodę, we wtorek przed południem, naród, zamiast siedzieć przykładnie w pracy, tłumnie ruszył na cmentarze. Z parkowaniem normalny Sajgon, chryzantemy sprzedawały się, jak świeże bułki, oczywiście na wyścigi kupowano jak największe, niektóre średnicy ponad metr
Dziś kolejny dzień walki z liśćmi. Pół dnia na cmentarzu, drugie pół w ogrodzie.
A co się
tu działo łatwo się domyślić.
Szuwarek nie przyszedł na śniadanie, co mu się nie zdarza, ale zobaczywszy
to - zrozumiałam. Na śniadanie był świeżutki gołąb

.
Pell, ten złom, to stary, poniemiecki magiel, nadludzkim wysiłkiem wywleczony ze strychu moich rodziców. Niestety, nie udało mi się znaleźć jego dobrego zdjęcia. Przy okazji zrobię nowe.
Wiesz co,
Sosenko? Jak patrzyłam na te żółknące
coniki, nie miałam wątpliwości, że trzeba je wywalić. Ale kiedy oglądam starsze zdjęcia - trochę mi ich żal...
Ale ponieważ już po herbacie, nowa rabata
musi mi się podobać

.
Baasiku, co to za wątpliwości... Przeczucia Cię nie zawiodły. Wszystko jest jasne. Ja nie lubię róż w tzw. ciepłych kolorach, a Ty lubisz. U mnie nie ma czerwieni, ostrych żółci, pomarańczowego, róż dwubarwnych itp. Mam za to w chłodnych odcieniach różowego, fioletu, purpury, bieli i trochę kremowego. Jedynie
Savoy Hotel mi pasuje. Reszta nie, ale wyłącznie przez kolor.
Januszu, zdradzę Ci tę tajemnicę

. Pijam wyłącznie białe wina, czasem różowe. Od czerwonego natychmiast dostaję migreny... No widzisz, wyczucie Cię nie myli...
I Zlatana doceniasz, podobasz mi się

.
Agnieszko, masz jeszcze prawie pusty ogród, więc nie dziwię się, że niczego nie lubisz wyrzucać

. Twoim zadaniem jest zdobywać...
No, niestety, ostatni wiatr obdarł już większość liści. Coraz więcej gołych gałęzi, ale ja to lubię.
Zaraz zobaczysz to na zdjęciach.
Pozdrawiam i buziaczek dla Prosiaczka.
No tak,
Sweety, Twój agent,
Szuwarek, w ramach odchudzania wrąbał całego gołębia. A normalnie korzysta ze szwedzkiego stołu: najpierw z miski Wicka zjada kotleciki, potem przesuwa się nieco i chrupie bobki, następnie z miski Kadabry wyżera kotleciki z wątróbką (jej ulubione), a na koniec, przesunąwszy dalej rudy zadek, chłepce z naczynka śmietankę

. Dopiero wtedy, oblizawszy się, opuszcza kocią szafkę.
He, he,
Iga, za daleko? A niedawno mówiłaś mi, że dla chcącego, to żadna odległość.
No to się choć wirtualnie przysiądź.
No, faktycznie,
Lisico, zadań specjalnych agent nie dostaje, bo Pryncypał (raczej Pryncypała

) wyżywa się w szczyrkających kamieniołomach

.
Widzę, że
Sweety, dla odwrócenia uwagi od bezrobotnego tyjącego agenta, kusi
Lisicę kapustkami...
Ty Wy sobie pogadajcie o kapuście, a ja swoim wszystkim gościom pokażę, jak się mają zielone pokoje.
Casanova nie daje za wygraną...
A
Pink Peace bryluje...
Kilka obrazków szarzejących z godnością zielonych pokoi.
Kalafiory, też poszarzałe, już tylko w kuchni...
I takie dziwne niebo i jeszcze dziwniejsze druty wysokiego napięcia

.
Dobrych snów - Jagoda