Od kilku dni mamy prażące słonce, do tego duchota, oprócz obowiązkowego podlewania nic nie da się zrobić na ogrodzie. Rankiem jedynie zrobiłam porządek z donicami gdzie rosły bratki, czas wymienić kwiaty na inne.
Burze przechodzą bokami z oddali słychać było grzmoty.
Warzywnik mam zarośnięty szarłatem ( to moja głupota, że mam go cale łany) nie mogę wyplewić bo tak sucho, tylko zaszkodziłabym.
Rozkwitają róże.
Iwonko już rozpoczęłam zbieranie płatków różanych, na razie partiami wkładam do zamrażalki. Mąż obiecał, że mi w tym zalewaniu pomoże, nie wiem co miał na myśli, czy nie myślał o końcowej degustacji
Moje piwonie już przekwitły, szkoda że tak szybko, nawet nie zdążyłam się nimi nacieszyć, kwitnienie ich trwało tydzień.
Irysy mnie zaskoczyły, bo to nie te, które zamawiałam

trudno takie muszą być, nie są brzydkie tylko szkoda, że dwa takie same.
Marysiu założę tej rutewce kapturek, aby mi się nasionka nie rozsypały.
Masz rację kwiaty odziedziczone to skarb.
Właśnie w sobotę zaskoczyłam jak byłam na różańcu o mojej zmarłej koleżanki, zobaczyłam kwitnącego irysa, miała mi dać sadzonkę, nie zdążyła.
Dziś koleżankę żegnamy, będziemy śpiewać drżącymi głosami, szkoda że wspaniali, dobrzy ludzie tak szybko odchodzą
