
W takim razie od razu jak zauważę, że zaczynają wegetację, pójdą na okno w nieogrzewanym pokoju.
Będą miały i słońce i zróżnicowaną temperaturę / jak w naturze /.
Tyle tylko, że nie będą miały już mrozu.
Światła powinny mieć dosyć a słońce opierające się o okno powinno dać odpowiednią jego dawkę.
Liliowce, które zeszłej zimy były zadołowane w donicach w szklarni, też nie wszystkie przetrwały.
Tak jak kilka posadzonych wprost do gruntu wiosną.
Więc tak, czy siak będę miała porównanie jak lepiej zrobić.