Aniu - chciałabym, żeby było tak jak piszesz: piękne i zdrowe, ale one na pewno zdrowe nie są, i niestety nie wszystkie piękne! Ale co tam, nie czas żałować tych róż, które sobie nie radzą. Czas coś wymyślić, tylko jakoś pomysłu mi brak. Zaproponowałam M., zebyśmy wszystkie chore róże posadzili za płotem nad Wartą. Ale jak usłyszał, że jeszcze tam trzeba będzie o nie dbać, no bo jak inaczej?!, to się zdecydowanie pomysłowi sprzeciwił. Na wymianę ziemi nie mam co liczyć, bo i sprawa zbyt pracochłonna i kosztowna. Trudno, będą chorować, skoro taka ich natura.
Brown Velvet - pisałam o niej wcześniej, więc nie będę powtarzać tego samego, ale kiedy teraz rozkwitła ( cały czas tylko na jednym zdrowym i dużym pedzie), to w koncu pokazała, co potrafi. Wreszcie mogę sobie wyobrazić, jak wyglądałby krzew, gdyby nie był zdeformowany. Okazuje się, że oprócz tego, że kolor kwiatu jest zdecydowane różny od wszystkich czerwonych róż, potrafi też kwitnąć bukietem.
Dorotko - o Wollerton Old Hall niewielę mogę powiedzieć, bo mam ją dopiero od wiosny. Nie zbudowała jeszcze silnego krzaczka, choć widzę po tym , jakie wypuściła pędy, że może być całkiem fajnych rozmiarów. Do tej pory miała zaledwie kilka kwiatów, chyba po dwa na każde kwitnienie

. Poszłam zobaczyć, jak zachowuje się kwiat, który jeszcze się ostał: Ma lekko schyloną główkę, ale nie na tyle, żeby była ona skierowana zupełnie ku dołowi. Żeby jednak zrobić zdjęcie, musiałabym przyklęnąć.
Na stronach Austina czytałam, żeby w pierwszym roku po posadzeniu nie ciąć mocno ich róż, dać im szansę na rozwój. Ale jeśli pędów jest niewiele i są długie, to wolałabym je przyciąć, żeby krzew się zagęścił. Czy też tak robisz? Z tego co piszesz z Clipper tak zrobiłaś, a z resztą? Mam kilka nowych Austinek w tym roku i już zastanawiam się, jak będą miały być wiosną cięte. Czy zastosować się do porad Austina czy zaufać intuicji?
Granny - małe kwiaty na wiotkich pędach, a więc coś, za czym nie przepadam ( mówię o pędach, nie o małych kwiatach), a mimo to, tę różyczkę bardzo lubię. Podparta jest w kilku miejscach i wcale mi to nie przeszkadza. Do zdjęcia podwiązałam ją jeszcze bardziej, troszkę naprostowałam, bo taką leżącą na ziemi to głupio fotografować. Poza tym, podwiązana i lepiej się prezentuje i lepiej kwitnie. Nie wiem czy ma dobre miejsce, bo posadzona jest tam, gdzie przez dłuższą część dnia jest cień. Tylko do południa jest słoneczko.
Jagno -

przepraszam , postaram się nie kićkać już Twojego imienia. Pozostanę przy Jagnie, jeśli pozwolisz, bo skoro pod tym imieniem znamy Cię na forum, to nie będę wprowadzała zamętu. Ale bardzo miło mi było poznać Twoje imię Agnieszko

Jak to czasem warto coś pokiełbasić!
Mary Rose osiągnęła u Ciebie 2m? Wszystkie pędy ma takie czy to jeden jakiś wyjątkowy? No nieźle, moja takich rozmiarów nie ma! Twój wybór na pewno był dobry, bo to wyjątkowa róża, jedna z moich ulubionych na pewno. Midsummer jeśli mi zmarnieje do końca, na pewno zostanie zastąpiona inną, ale to też będzie Midsummer, bo jest piękna. Tylko rośnie trochę niefortunnkie wciśnięta między dwa olbrzymy.
Mary Ann - mogę powiedzieć jedno - jaka ja głupia byłam, że mimo ochów i achów jakie unosiły się na forum przy tej róży, ja jej tak długo nie zapraszałam. Normalnie głupol ze mnie! Młodziutka, malutka, a już zachwyciła. Cóż za kolor i kształt! Oj, będzie osłonięta odpowiednio kopczykiem na zimę, bo żal byłoby takiego cudeńka stracić.
