Niedziela mija spokojnie. Odpoczęłam, podzwoniłam gzie trzeba, by znać aktualną zdrowotną sytuację mamy. Jest coraz lepiej.
Dla poprawy humoru złożyłam sążniste zamówienie rozmaitych roślin w promocyjnych cenach, samych cebulowych i nastrój mam wręcz szampański.
Pogoda też napawała optymizmem. Słońce, brak wiatru i 10* na plusie!
Chciałabym, by jutro też tak było. Tęsknię za działeczką.
Irenko - jesteś kochana.

Dziękuję.
Masz rację, że
nie ma domu bez szumu, jak mawiała moja babunia, ale przykro jest nawet obserwować taką sytuację, a co dopiero w niej tkwić.
Ja wyniosłam z domu rodzinnego empatię w stosunku do ludzi potrzebujących pomocy, zwłaszcza starych i niedołężnych, ale nie każdy się tego w młodości nauczył.

Uważam, że najlepszym nauczycielem jest wzór wyniesiony z domu.
Tych kotków to u mojego brata jest aż osiem, ale nie wszystkie chciały mi pozować.
Jest jeszcze pięć piesków, których nijak nie dało się uchwycić w obiektyw. Takie ruchliwe.
Julio - tak, różnie się w życiu układa i doszłam do wniosku, że trzeba z pokorą przyjąć to, co los nam daje i cieszyć się każdym dniem. Tak to sobie dzisiaj wydedukowałam i od razu jest mi lżej.
Najważniejsze, że mama jeszcze jest i mogę od czasu do czasu z nią porozmawiać, a umysł ma ciągle jasny na szczęście.
Dorotko71 - wiem, że Ciebie ostatnio spotkało dużo bardzo smutnych sytuacji i doskonale rozumiem to, że masz łzy tuż pod powiekami. Sporo czasu musi upłynąć, by te rany zabliźnił, ale przyjdzie taki czas, że życie wróci do normy, bo przecież czas leczy rany i to prawda.
Moją babcią też opiekowała się żona wnuka, a była (jest) cudownie ciepłą osobą.
Dziękuję, Dorotko
Marysiu [Maska] - jam też już stara baba, ale z radością wyprowadziłabym się na wieś do domu z dużym ogrodem.

Tylko że ja pomieszkiwałam w różnych miejscach: najpierw akademik, potem kilka kilometrów od domu (pierwsza praca), potem zmiana stanu cywilnego i 70 km dalej w wynajętym mieszkaniu, a po dwóch latach przeprowadzka do własnego m., dlatego kolejna zmiana adresu nie stanowiłaby dla mnie problemu. W przeciwieństwie do małża, który za nic nie chce opuścić miasta.
Moja mama od dziecka mieszka w tej samej wsi i nie wyobraża sobie życia w mieście wśród obcych murów i - poza rodziną - samych nieznajomych.
Menażeria zwierzęco - ptasia jest u mojego brata dość duża, ale z pozowaniem były kłopoty.
