I znów
już jestem, po leciutko dłuższej nieobecności

. Urlop, urlop...i po urlopie

. Człowiek sobie odpocznie, to fakt, ale potem drugie tyle poświęca na nadrabianie zaległości

. Wraz z Rodzinką byczyliśmy się na Kaszubach ( tych jeziornych...i przepięknych jak dla mnie), zahaczając o Bory Tucholskie i Wybrzeże. Szkoda tylko, że brak opadów deszczu od dłuższego czasu skutkuje brakiem grzybów, na które tak bardzo liczyłam

.
Witam więc wszystkich serdecznie i dziękuję za miłe posty i wszystkie odwiedziny

.
Jeszcze przed urlopem zakwitła druga glorioza. Teraz niestety już jest nieatrakcyjna, ale mam cały czas w pamięci jej kwiaty, troszkę inne od tej która kwitła wcześniej.

Tak wyglądał pąk....

A tak dojrzały kwiat...
Wyjeżdżając na urlop, a mając tyle do podlewania na balkonach trzeba kwiatuszkom zapewnić opiekę. W tym roku padło na Babcię moich dzieci...kwiatki przeżyły, ale z racji wydzielanych przez Teściową porcji H2O i znacznego stopnia suchości gleby, niestety większość moich ulubieńców dopadł
mister przędzior 
. Kwiatuchy musiały zaliczyć twardą chemię, a teraz czekam aż się zregenerują

. Teściowa ma naprawdę dobre serduszko ale też zapisaną gdzieś głęboko w podświadomości oszczędność wody. Przed wyjazdem opisywałam Babci co i jak podlewać, ale wystraszyłam się dopiero wtedy gdy poinformowana o 20 konewkach które wylewam na balkon codziennie w czasie upałów, odparła
że to znaczna przesada...
Na przyszły rok muszę znaleźć innego podlewacza

. W każdym bądź razie to co zostałam a nadaje się do oglądania, prezentuje się następująco...

Clematis Jackmani

Jaśminowiec

Nowe lawendy...strasznie mnie wzięło na ich punkcie, oj strasznie

.
Do tego stopnia, że z urlopu przytargałam porcelanę w lawendowe kwiatuszki z fabryki w Łubianej ( nie osobiście co prawda

ale z pomocą forumowej koleżanki, która zajęła się jej transportem ). Jak głośno napiszę, że 600 km wiozłam jeszcze z urlopu kamienie zbierane na okolicznych polach i łąkach to się będziecie śmiać, ale co mi tam

...u nas takich pięknych kamyrdolców nie ma...dlatego też na porcelanę już miejsca w bagażniku nie było

.

miniaturowe papryczki, ale kompletnie nie mam pojęcia czy są ostre czy nie...dostałam dwa lata temu nasionka jako papryczki ozdobne, ale przecież jadalne są ponoć wszystkie ...

Balkonowe pomidorki Pokusa....bo tych z działki to sobie nie pojem- ZZ tka zaatakowała na urlopie i zjadła wszystkie 90 krzaków

.

Pienna różyczka NN...po kwitnieniu mocno ją przycięłam i ma nowe pączki

. Cieszę się bardzo bo płatki róż wyjątkowo są mi potrzebne

Sundavilla...wiosną długo nie mogła do siebie dojść po zimowaniu na klatce schodowej. Teraz wreszcie nadrabia opóźnienie.
Robiąc na szybko zdjęcie filiżanki znalazłam świeżutko rozkwitnięty baldaszek hoi bella. Mój pierwszy własny baldaszek

. Od dziś rozumiem wszystkich zahojowanych. Te kwiatuszki potrafią zawrócić w głowie...
I reszta domowców, które zaskoczyły mnie po powrocie z urlopu...

Dendrobium od Eweliny....przed wyjazdem miało wielki pączki ale nie sądziłam że aż takie piękne się okażą.

I miniaturkowe dendrobium...nie miałam pojęcia że zakwitnie, więc niespodziankę mi zafundowało

Falenopsis, pourlopowy prezent od eMka...kolorem nie powala, ale ta warżka...

owszem.

I żółtasek, który poczekał z pączusiem na mój powrót

.

Zbiorowa kąpiel części falenopsisów, które wakacje spędzały na balkonie. Przed powrotem na przyokienne wisiołki wymagały gruntowego spa.
Myślę, że na dziś wystarczy. Zostały jeszcze fuksje i pelargonie, ale to już
następną razą , żeby nie przynudzać

.
Jeszcze raz dziękuję za Wasze miłe słowa i odwiedziny, które zawsze sprawiają mi radość.