Henryku, to znaczy, że trzeba jak najmniej zajmowania się nimi.
Im mniej doglądam, a im więcej oddaję je działaniom natury, tym jest lepiej.
W podlewaniu kieruję się intuicją bardziej niż zasadami. Fakt, że wraz z doświadczeniem moja synergia z naturą rośnie. W tym roku natura nie dała mi wiele okazji do działania, rzadko trzeba było je podlewać, to i okazji do zasilania nawozami było niewiele (chyba ze 2 razy).
Najlepszy przykład tego, że natura jest najlepszym opiekunem naszych podopiecznych mam na tych, które wywiozłam do pracy. Raz podlałam je w maju z nawozem do pomidorów, a potem to już wcale, bo nie było okazji. W czasie wakacji zajrzałam do nich tylko ze 3 razy, by sprawdzić czy wszystko w porządku (szczególnie po długich deszczach). Pięknie poprzyrastały, nigdy dotąd nie czuły się chyba tak dobrze. Kolumnowce poszły w górę i wszerz, ładnie wybarwione i ociernione, a te stojące do tej pory w pomieszczeniach i powyginane od poszukiwania światła pięknie wyprostowały się. Jak będę w pracy w przyszłym tygodniu to je obfocę i pokażę.
Grażynko, gruboszami nie ma szans nikt dodatkowo się opiekować, bo sąsiadka w domu nie bywa. Odpada też teoria, że z roślinami trzeba gadać lub im śpiewać, bo i ja tam rzadko zaglądam - chyba wolą śpiew ptaków.
