Niestety po ostatnim wrzuceniu popiołu z kominka do kompostownika ... spaliłam ten ostatni. Rękę bym sobie dała uciąć, że popiół wcale nie był ciepły, a już na pewno bez żaru! A jednak. Dzieciaki przybiegły: Mamo, pali się! Wyjrzałam, kompostownik płonął jak pochodnia, na dwa metry. Rzuciłam się do węża ogrodowego, a wąż ...za krótki !!! No i zrobił się z tego niezły Brzechwa: "Dawać sikawkę! Gdzie jest sikawka!? Z pompą zepsutą niełatwa sprawa. Woda do beczki! Beczka dziurawa!..."

I śmieszno, i straszno...
Kompostownik miałam plastikowy, powybierałam ten spalone/stopione bryły, ale już raczej kompostu na grządkę nie wyrzucę.
To tak ku przestrodze, dla potomnych. Spojrzenie męża - bezcenne.
Czekam na cieplejsze dni, może i u mnie coś z gruntu wylezie?