Kochani, przepraszam, że mnie mało, ale jakoś tak czasu nie było.
Popołudniami, po pracy staram się nie załączać komputera, popołudnia spędzałam na przerabianiu jabłek na soki (mam tłocznię, ale o tym poniżej), a w weekendu miałam sporo pracy. Trzeba było ten urodzaj zapakować do słoików, a jeszcze grzybobranie, a tego odmówić sobie nie potrafię
Dzisiaj też skoczyłam na grzyby, sporo borowików przyniosłam, część już w suszarce, a z reszty pyszny niedzielny obiad... naprawdę nie trzeba mięsa na niedzielny obiadek!
Zrobiłam pierwsze w swoim życiu powidła śliwkowe, z węgierek, które mocno już dojrzały. Smażyłam 4 dni, bez grama cukru, wczoraj zawekowałam. Dzisiaj zlałam do słoików sok malinowy, który grzał się w słonku przez kilka dni...
Mam jeszcze sporo jabłek, które systematycznie przerabiam na soki.
Kupiliśmy tłocznię hydrauliczną, fantastyczna sprawa, więc jak się jeszcze zastanawiacie, to mówię, że warto... Tłocznia jest duża, mieści około 20 litrów przetartych jabłek (przed tłoczeniem jabłka trzemy litewską maszynką do ziemniaków), wrzuca się taki przecier do specjalnego worka, przykrywa deklem, a potem "cyk, cyk" hydraulika pracuje, a wężykiem leje się pyszny soczek. Sok przelewam do słoików i butelek, pasteryzuję...
Smak cudowny, szczególnie tego świeżego soku, żaden kartonowy, ani przecierowy ze sklepu nie może się równać...
Udało mi się zdobyć jeszcze sporo litrowych słoików, więc w tygodniu ciąg dalszy...
Mam jeszcze sporo gruszek do przerobienia i nie wiem co? Macie jakiś pomysł co można?
Spróbowaliśmy z nich zrobić rok, ale smakowo słabo (dopiero po przemieszaniu z jabłkowym pyszne).
Pozdrawiam Was.
Póki co bez zdjęć, ale pewnie złapę jeszcze w tym roku za aparat i pocykam...