Cześć!
Właśnie wynurzyłam się z kuchni po robotach przed jutrzejszą imprezą urodzinową. Podwójną zresztą, bo mąż i córka obchodzą urodziny w zbliżonym terminie.
Pogoda u nas w ostatnich dniach nie nastraja do prac ogrodowych, jest zimno i mokro, a niebo jest najczęściej zachmurzone. Czekam niecierpliwie, aż coś się zacznie dziać.

Zimy jakoś nie widać, w prognozach zapowiadane opady śniegu i mrozy ciągle są przesuwane na dalszy termin. Może to i dobrze, ale wolałabym jednak, żeby zima była teraz, a nie zaczęła się wiosną.
W oczekiwaniu na wiosnę pomaga mi niebieski hiacynt, który pokazywałam niedawno w pąku. Rozwinął już kwiatki i pachnie na cały dom. Mam też od paru dni śliczną różyczkę miniaturkę o kwiatach kremowych, którą też postaram się posadzić wiosną na różance. Może zrobi mi przyjemność i będzie dalej rosła i kwitła.
Dziękuję wszystkim miłym Gościom! Muszę zerknąć na Wasze wątki, bo strasznie jestem ciekawa, co słychać, jak idą diety, czy już coś siejecie itd... W ciągu ostatnich dni miałam strasznie dużo pracy, ale postaram się w niedzielę nadrobić zaległości na FO.
Stasiu, ta czerwona różyczka miniaturka rzeczywiście wyglądała zdrowo i ślicznie aż do późnej jesieni. Mam nadzieję, że przetrwa zimę, bo ma kwiatki niezwykłego koloru. Zabezpieczyłam ją korą, poza tym na razie mrozów nie było, więc jeśli nie dopadnie jej jakaś choroba, to mam nadzieję, że w tym roku też będzie kwitła i cieszyła oczy.
Augusta Luise kwitła wielkimi, pełnymi kwiatami przez cały sezon, okazała się nawet odporna na deszcze, w przeciwieństwie do pozostałych moich róż. Ale tylko ten pierwszy kwiat po posadzeniu był taki właśnie marmurkowy jak na zdjęciu. Późniejsze kwiaty były jednolicie brzoskwiniowo-różowe.
Masko, no właśnie, gdyby nie ta pogoda, przybywanie długości dnia byłoby bardziej widoczne. Dzisiaj był już o 34 minuty dłuższy, ale prawie nie dało się tego zauważyć.
Agness, u nas to samo, 2 lutego to data graniczna. Chociaż niektóre rzeczy już pochowałam, bo bardzo się kurzą. I przeszkadzają, prawdę mówiąc.
Dziękuję za wiadomość o kremie. Zrobiłam według przepisu, taki domowy, z mąki na mleku, i trochę był gumiasty. Następnym razem zrobię taki jak napisałaś, zwykły budyń waniliowy. Z torebki też spróbuję i zobaczymy, co najbardziej posmakuje rodzinie.
A róże, cóż, jestem dumna jak paw, kiedy je chwalisz. To tak, jakby dobrze mówiono o moich dzieciach.

Oczywiście apetyt rośnie w miarę jedzenia i już mam wiele następnych typów do kupienia, tylko miejsca w ogródku jakoś nie przybywa.

Chciałabym koniecznie mieć New Dawn, Nostalgię, Aspirynę, Chopina... Mam nadzieję, że choć dla paru z nich miejsce się znajdzie.
Przesyłam gorące pozdrowienia dla Gabrysi.
Misiu, te szachownice są nadspodziewanie trwałe i odporne. U nas kwitną od lat beż żadnych szczególnych zabiegów. Rosną w cieniu, obok ścieżki od furtki do domu, na rabacie nawadnianej kropelkowo, więc mają wilgoć. Ciekawa jestem, czy udałyby się na Twojej skarpie. Gdybyś miała kłopot z kupieniem, to daj znać, wykopię Ci chętnie jakąś cebulkę.
Ewciu, oby się sprawdziły Twoje słowa o różach. Bardzo by mi było przykro, gdybym je zmarnowała. Nie ze względu na ich koszt, tylko dlatego, że się już do nich serdecznie przywiązałam.

Zima u mnie też taka nijaka, prawie bez przymrozków.
Życzę Wam wszystkim dobrej nocy i kwitnących snów.
