W końcu znalazłam chwilkę czasu, by opowiedzieć o kapitalnie spędzonym
dniu w Rosarium. Drzwi otwarte trwały przez dwa dni. Ponieważ nigdy nie byłam na Święcie Rózy, powiem szczerze, że nie wiedziałam czego się spodziewać. Z domu wyjechalismy z M. ok. 11,00. Zamierzaliśmy na objad wrócić do domu, tak się jednak nie stało. Już na wjeżdzie bylismy miło zaskoczeni. Obawialismy się bowiem, gdzie postawimy samochód, bo przed szkółka miejsca jest niewiele. W bramie przywitał nas uśmiechnięty młodzian w odblaskowej kurteczce i z lizakiem w ręku, który wskazał nam, gdzie mamy wjechać i postawić samochód. Takich panów kierujących ruchem było dwóch - i to naprawdę nam pomogło. Gdy wysiedliśmy z samochodu oczom naszym ukazał się taki widok;
Z silnym postanowieniem: Niczego nie kupujemy! udalismy się na prywatne podwórko Włascicieli. Tam zorganizowano punkt informacyjny, mozna było pobrać ulotki i foldery oraz zapisać się na warsztaty fotograficzne , florystyczne i wycieczkę na pole z sadzonkami róż. Przemiłe dziewczyny tłumaczyły co, gdzie i kiedy.
Dwa busiki zawoziły na i przywoziły gości z pola, tam już czekała na nas znawczyni róż. Oprowadzała małe grupki , opowiadała o sadzonkach i o odmianach. Mówiła o ich zaletach i wadach. Odpowiadała na pytania, a zwiedzający skrzętnie zapisywali nazwy róż, które wpadły im w oko. Dodam, że w sobotę był upał, a organizatorzy nie zapomnieli o przygotowaniu butelek z wodą i ... parasoli, które wykorzystywane były i do ochrony przed słońcem i ... do robienia ciekawszych zdjęć, o czym za chwilę. Gospodarze przygotowali także długopisy, dzięki czemu początowo i ja mogłam notować , potem jednak zajęłam się pstrykaniem zdjęć. Wycieczka na pole różane ukazała nie tylko, jak wielki jaet asortyment szkółki, ale jak ciężką pracą jest jej prowadzenie.
Po powrocie z pola z prawdziwą przyjemnością napiłam się kawy, skosztowałam serniczek i

Przygotowane stoliki zachęcały, by odpocząć w cieniu i przemyśleć ewentualne zakupy czy też uporządkować informacje. Kawa, herbata, woda z cytryną i płatkami róz, a do tego serniczki, placuszki, rogaliki, jabłeczniki i inne ciasteczka powodowały, że czlowiek czuł się naprawdę chętnie widzianym gościem. Dodam, że wszystkie te specjały były za free. Odpoczywając rozmawialiśmy , jak się okazało, z ludżmi , którzy przyjechali z różnych stron Polski. Pewna cudowna pani zza Warszawy opowiadała mi o swoich historycznych różach, które posiada jeszcze po mamie. Mówiła, że wszędzie szuka róży o ciemno czerwonym kolorze i nazwie: Faraon ( taką miała /ma?) po mamie. Spotkaliśmy miłośników róż z Katowic , Wrocławia i innych całkiem odległych miejsc. A to wszystko na prywatnym ogródku. Nie zapomniano też o najmłodszych, specjalnie dla nich przygotowano miejsce do zabawy. Niektórzy goście opalali się na leżaczkach, inni w grupkach rozmawiali siedząc to tu to ówdzie.
W końcu nadszedł czas na warsztaty fotograficzne. Przyznam się, że bardzo mi zależało na spotkaniu i posłuchaniu uwag i rad pana Tomka Ciesielskiego, znanego i przemiłego fotografika. Opowiadał jak należy robić zdjęcia kwiatom, by uwypuklić ich piękno; jakich błędów należy unikać i jak im zapobiegać. Robił zdjęcia i prezentował je na dużym ekranie ( telewizorze). Tłumaczył, wyjasniał i oczywiście odpowiadał na pytania. W przerwie mieliśmy robić zdjęcia różom ,które potem miały być omówione. Ponieważ trafiliśmy na drugi wykład, dopiero teraz zrozumiałam, dlaczego niektórzy robili na polu zdjęcia zacieniając swe modelki parasolem - taka była instrukcja pana Tomasza. Ja z przerwy zrezygnowałam, w aparacie foto miałam zdjęcia róż z ogrodu i to one zostały poddane analizie
Boże! Ojej! Naprawdę? aha! Dobrze, już nigdy nie zadrży mi ręka i z tak bliska nie zrobię moim aparatem zdjęć! Warsztaty były na tyle ciekawe, że jak zaczarowana spędziłam na nich chyba 2 godziny . W międzyczasie odbył się wykład o tym, jakie ogrody różane warte są odwiedzenia. Oto te polecane przez p. Ciesielskiego:
Niestety nie udało mi się wziąć udziału w warsztatach florystycznych. Ogromnym powodzeniem cieszyły się warsztaty plecenia wianków. Przygotowane materiały, no i żywe kwiaty , fachowe doradztwo ( zasłyszałam jednym uchem) zachęcaly do wzięcia w nich udziału. Na warsztaty trzeba się podobno było zapisać po przyjeździe. Byłam świadkiem, jak jedna z pań stwierdziła, że skoro dziś nie udało jej się wziąć w nich udział i była tylko daleki obserwatorem, to przyjedzie w niedzilę i już teraz prosi o wpisanie na listę.
Na koniec odwiedziliśmy miejsce, do którego zazwyczaj goście nie mają wstępu, to tam, gdzie znajdują się roże przygotowane do sprzedaży. Miejsce sprzedażowe jest znacznie mniejsze i zamiast wyboru kilkudziesięciu róż danej odmiany zawsze jest w nim do wyboru kilkanaście. Na nieszczęście koszyki stały obok a i pracownicy szkółki służyły pomocą. No i tak , zgodnie z zapewnieniem, że niczego nie kupimy nabyliśmy Angelę, Bouquet Parfait, Dortmunda, Hellę, Lady Emmę, Mary Ann i Sekel. Po jakiego czotra tę ostatnią, to tylko M. mój wie.

Chyba żałuję, że nie kupiłam tej:
Zamist 3 godzin spędizłam w Rosarium 6 godzin i szczęśliwa z zakupami w promocji ( tego dnia są większe niż zwyle) powróciłam do domku.
Kochani , na pewno w przyszłym roku znów pojadę, polecam serdecznie!
A to ja, nie najlepsze zdjęcie ( szczególnie ja na nim), no ale przy rożach każdy wygląda tak sobie i blednie , czyż nie?
