Czas na małe podsumowanie moich eksperymentów z pikowaniem pomidorów. Rezultat jest tak jakby mało interesujący, chociaż może i nie...
Mianowicie wygląda na to że sposób pikowania, głębokość, wysokość pojemnika to w ogóle nie są parametry krytyczne. Sposób pikowania to była głębokość: "jak wypadnie" czyli często liścienie wysoko nad ziemią, po liścienie, usunięcie liscieni i posadzenie po pierwsze liście, stosowanie "zawijania" sadzonki w pojemniku. Pojemniki to były wielodoniczki róznych rozmiarów, duże kubki po jogurtach oraz wysokie przezroczyste kubki 0,5 l. W zasadzie nie ma wiekszych róznic między wszystkimi sadzonkami. Są bez wyjątku raczej wysokie i wiotkie. Ale zdrowe

.
Hipoteza robocza jest taka, że wszystkie stały na dosyć nasłonecznionym parapecie, niestety z konieczności jedna blisko drugiej i w temperaturze pokojowej, 22-23 stopnie. Takie warunki sprzyjają powstawaniu lasu pomidorowego. Tak więc wyprodukowanie krępej rozsady w warunkach domowych to raczej marzenie ściętej głowy, chyba że zamiast 180 sadzonek zadowolę sie np. 50-ma. No i przejdę na "zimny wychów" w domu z temperaturą 18-19 stopni.