Hellou
Nie wiem skąd by mi się ogórecznik wziął, bo w życiu go u siebie nie widziałam. Obstawiam nadal dziewannę, bo tam kiedyś była. Ewentualnie rodzynek brazylijski, ale prawie identyczne siewki miałam na wsi i wyrosła dziewanna.
W sumie mogę jej nie skasować, kwiaty przydadzą się.
Rozpędziłam się do herbatek i nadal robię.
Jak wrażenia? - no fajnie. Od razu mi się zachciewa przeprowadzić do wiejskiej chaty w środku lasu gdzie bym suszyła zioła i robiła różne naturalne cuda. Ogólnie jak zaczynam cokolwiek robić to mi się zachciewa przeprowadzić, bo ta moja kuchnia to jest tak mała klitka, że jeszcze nie zacznę a już mam dośc, ciasno, wszystko spada, nie ma gdzie godnie porozkładać itd... Ale ja uparta jestem, powiedziałam, że zrobię to zrobię.
I podoba mi się.
Suszone liście przepięknie pachną.
Niektóre mi zczerniały już po zerwaniu - wystarczyło je trochę pomiętosić, przepłukać i kilka razy przewrócić jak więdły. Inne są oporne i nawet po przejściu przez maszynkę nie stało się z nimi nic.
Zerwałam ich kilka i zrobiłam sobie takie porównanie.
Bez lilak - liście mieliłam praktycznie od razu, bo stwierdziłam, że mam go dużo i nie zaszkodzi jak coś się nie uda. Zmielił się bardzo ładnie, bez problemu, w drobno. Zapach taki sobie przy mieleniu, takie coś w stylu koszonej trawy. Upchałam do słoika ciasno, ściemniał ale uważam, że mógłby bardziej. Po suszeniu spoko, ciemny, pachnie nieźle, nie potrafię określić czego to zapach, ale raczej "poważny" ,nie kwiatowy ani żaden zawracający w głowie.
Aronia - mielona jako druga i mnie trochę rozczarowała. Liście tragicznie przechodziły przez maszynkę, można powiedzieć , że się tam zablokowały i wyjęłam je zmiażdżone w kawałkach a nie zmielone. Zapach przy mieleniu - cud, migdałowy, bardzo świeży. Totalnie niearoniowy. Pomimo słabego mielenia zbrązowiały wzorcowo. Przy suszeniu druga część obłędu zapachowego, mega miło, całe mieszkanie pachniało migdałami.
Czarna porzeczka - zmieliła się super. W drobno, ale nadal pozostawała dość zielona. Upchałam ciasno w słoik i nadal nie zmieniła koloru. Zapach? Na pewno straciła typowy dla porzeczki czarnej delikatny smród kociego moczu, a zmieniła na coś ciekawego nie nachalnego jak jej pierwotna wersja. Jestem mega ciekawa smaku. Suszenie niestety nie za prosto, mielonka nadal jest ciemnozielona... Może tak ma być.
Róża - wzięłam jej odrobinę, ale z całą szypułką i to był chyba błąd, bo mi nie przeszła przez maszynkę. Ale nic się nie stało, dobrze się zachowała przy pobycie w słoiku, ściemniała na ciemny zieleń i wysuszyła się nieźle. Pachnie miło. Na pewno jeszcze jej zerwę, ale spróbuję już bez łodyżek.
Jabłoń i wiśnia - tych zerwałam malutko, bo mam maleńkie drzewka, więc zrobiłam z nich wspólną mieszankę. Mielenie bardzo spoko, zapach mega przyjemny, po wysuszeniu coś pięknego. Pachną słodko, miło, takim ciasteczkiem. Do tej mieszanki dodałam kilka kawałków skórki cytrynowej i wyszło coś naprawdę mega. Myślę, że to może byc to od czego się uzależnię.
Wysuszyłam też małe truskawki jako dodatek, ale na razie robię osobno bazy, osobno dodatki, a jak już się ogarnę to będę się bawić w mieszanie.
Dzisiaj sobie dozbierałam jeszcze listków. Sporo bzu- żałuję, że nie skorzystałam jak kwitł, bo mnie te kwiaty kuszą. Do tego górę orzecha włoskiego, trochę jeżyny, drugą partię jabłoń-wiśnia i skorzystałam z podgarycznika. Jeśli się uda zrobić smaczną herbatę z podgarycznika to będę w raju.
Do wypróbowania wpisuję sobie na listę liście :
truskawka, poziomka ( może nawet z owocami),
malina, jeżyna - na razie nie chcę ich osłabiać bo kwitną i owocują
winogrona - ścięłam na krótko i dopiero odrasta, ajaj tyle liści zmarnowałam
brzozy - ale to chyba zrobię na wsi, bo tu w Krakowie mam jedną brzózkę która jest marna.
klon - kwiaty i liście
czarny bez - kwiaty i liście. Tu się trochę boję, bo on jedzie niesamowicie, ale spróbuję.
lipa - liście i kwiaty.
do tego większość drzew owocowoch - jak przeczytałam o mirabelce to od razu pomyślałam sobie, że mogłabym użyć tej odmiany fioletowej. Podobno mirabelki mają obłędny smak, trochę cytrynowo.
głóg z kwiatami
pigwowiec - jest mówiona pigwa, ale chyba nie będzie dużej różnicy
dąb? - szukając kiedyś informacji o tym jak można skasować z działki dębowe liście znalazłam przepis na mąkę dębową z żółędzi. Jestem ciekawa czy można wykorzystać liście?
i pewnie coś jeszcze wymyślę. Chcę popróbować hurtem różnych liści, a potem wybiorę to co najbardziej mi smakuje.
Zastanawiam się nad liśćmi i kwiatami jaśminowca? Tu są bardzo różne informacje, bo jest wplątany jaśmin z jaśminowcem. W jednych publikacjach więc polecają, w innych odradzają. Nie chciałabym się zatruć.
No i borówka leśna. Kiedyś zaparzałam młode pędy, więc chyba nie zaszkodzi? A borówek mam tony na działce i mogę je wszystkie ogołocić z listków.
W internecie znalazłam też że może być winobluszcz i trzmielina, ale mam wątpliwości.
Również interesujący jest liliowiec, a nic o nim nie znalazłam. Kwiaty niby jadalne, to i może liście by jakoś się dało ogarnąć?
a z dodatków kwiatowych chcę zrobić płatki suszone :
Chaber
Bratek
Nagietek
stokrotka
koniczyna
dziewanna
macierzanka
nasturcja
akacja
lawenda
róża
i większość kwiatów i owoców tych roślin, które będę używac jako postawy.
Do tego zioła, ale wszystko ma tak owocowe nuty, że chyba przede mną nauka sztuki łączenia. A żeby się tego nauczyć pierw muszę skończyć te wygibasy herbatkowe i zadegustować. Na razie wrzuciłam kapki mojej nuty owocowej (wiśnia- jabłoń z cytrynową skórką) do szklanki i zrobiłam sobie z tego dodatek do wody i jest pyszne. A to dopiero początek, chętnie sprawdzę kolejne, im dziwniejszy zapach tym bardziej mnie intryguje.
Zdjęcia kiedyś tam będą, bo muszą przejść drogę zgrywania. Cos tam zrobiłam, ale ogólnie pojawiła się sąsiadka od jabłoni i zagadałam się z nią. Cieszę się że przyszła
