Witajcie Świątecznie!
"Ślachetne zdrowie,
Nikt się nie dowie,
Jako smakujesz,
Aż się zepsujesz...." Jan Kochanowski
Święta racja!
Człowiek żyje i nie docenia na co dzień tego co ma. Jeszcze nie dawno wydawało mi się, że mogę przenosić góry. Jakże się myliłam! Chciałam jak ten raptus, zrobić w ogrodzie wszystko na raz. Jak najszybciej, bo roboty w ogrodzie na wiosnę huk i nic przecież nie może czekać. Teraz za karę mogę tylko siedzieć i patrzeć, chociaż serce się rwie, a ręce świerzbią do pracy i dłubania w ziemi. Ostatnie kilka dni wyłączyło mnie całkowicie nie tylko z działania, ale i chodzenia. Mój kręgosłup się zbuntował na takie traktowanie i powiedział - Stop! Tak dalej nie będziesz postępować! Każdy krok sprawiał ogromny ból. Noga za nogą, skradałam się niczym duch. Nie mogłam wsiąść do samochodu, wykonywać najprostszych czynności typu założenie spodni, czy zawiązanie adidasów. Seria zastrzyków i ból powoli ustępuje, ale otrzymałam ostrzeżenie, że jeżeli nie zwolnię tempa i nie zacznę oszczędzać zdrowia, następnym razem może się skończyć znacznie gorzej. Dostałam nauczkę, którą zapamiętam na całe życie. Pracę w ogrodzie należy rozkładać etapami a nie na wariata. Róże nie uciekną...
I tutaj chciałam Wam podziękować za słowa otuchy i wsparcia oraz życzenia szybkiego powrotu do formy. Jesteście kochane i chociaż wirtualnie, to wiem, że mogę liczyć na wsparcie tylu wspaniałych osób
Podlewanie gnojówką siłą rzeczy scedowałam na eMa. Moje
jak zawsze stanęło na wysokości zadania. Siedziałam zatem grzecznie na stołeczku, dzieliłam porcje gnojówki do wiaderka, dolewałam wody, a M cierpliwie nosił i podlewał. Śmiał się ze mnie, że dzielę to złoto jak na stołówce i rzeczywiście tak to wyglądało. Na dodatek gnojówkę czerpałam rondelkiem z długą rączką
Róże po zimie głodne i każda czekała na swoją porcję. M przy tym podlewaniu nawet specjalnych szkód nie narobił, bo patrzyłam bacznym okiem i w razie czego ostrzegałam - Uważaj! Tam przy prawej nodze rośnie bodziszek. Nie tędy! Tutaj floksy... Bilans to jedna zdeptana lilia, nadłamana ostróżka i nieco przydepnięta jedyna piwonia. Nie jest źle.. Reszta roślin uszła z życiem, a ja już kombinuję jak powiedzieć mojej drugiej połówce, że za kilka dni taką samą operację trzeba będzie powtórzyć. Drżę, żeby mi się tylko nie zbuntował...Dobrze, że mamy porozkładane węże nawadniające, to przynajmniej problem podlewania odpada.
A z innych ciekawostek... Na podwyższonej rabacie coś mi podziobało część tulipanów. O te niecne postępki podejrzewam te bandytki - sroki
U nas jest ich cała banda i toczą regularne bitwy z sójkami, ale tych ostatnich o to nie podejrzewam.
Zimna wiosna nie sprzyja kwitnieniom, więc zdjęć mało. Tylko bratki, które pięknie się powysiewały nic sobie nie robią z tego zimna i dają wielką radość swoimi uśmiechniętymi buźkami.
Ewa ewazawady, fakt to co mam to trochę z własnej winy. Wiesz jak to jest. Praca siedząca, przez całą zimę mało ruchu, a na wiosnę człowiek dorwał się do ogrodu jak głupi bez opamiętania. No i na "efekty" sama sobie zapracowałam. Na szczęście idzie chyba ku lepszemu, bo ból po zastrzykach zelżał i nie chodzę już skradającym się krokiem. Twoje kciuki dodały mi sił, za co bardzo dziękuję
Róże cięłam praktycznie przez cały tydzień, bo poza niedzielą to codziennie tylko popołudniami, więc się zeszło. Potem jeszcze drobne poprawki, a jak trzeba będzie to jeszcze co nieco przytnę. Zawsze coś tam się znajdzie, czego nie dopatrzyłam, bądź dopiero za jakiś czas objawią się podeschnięte pędy.
Jadziu, my zapalone ogrodniczki czasami nadwyrężymy nasze kręgosłupy przez brak właśnie dozowania sobie ogrodowych przyjemności. Zawsze lubiłam takie zmęczenie po intensywnej pracy, ale tym razem przeholowałam. W jeden weekend chciałam zrobić wszystko na raz

Teraz już wiem, że tak się nie da, a zdrowie i kręgosłup należy szanować, bo ma się tylko jedno.
Cardinal wypuszcza nowe kiełki, co mnie bardzo cieszy

Pomimo jego skłonności do łapania plamek uwielbiam te jego ciemne kwiaty i cenię za obfitość kwitnienia. Dobrze, że się pozbierał, bo jak zobaczyłam te przemarznięte pędy, to chciało mi się płakać.
Werka, z tego co czytałam, Elżbietka to mocarna róża i powinna dać sobie radę. Będę trzymała za nią kciuki

Dobry pomysł z tą donicą. Z tymi, które są słabe, niedomagają albo coś im dolega robię podobnie. Sadzę w donicy i mam je wtedy na oku. Zazwyczaj pod koniec sezonu lądują już wzmocnione w gruncie.
Dopóki nie odczułam na własnej skórze problemów z kręgosłupem, to nie byłam w stanie zrozumieć - co znaczy ból, który uniemożliwia normalne funkcjonowanie. Teraz już wiem czym to pachnie i muszę bardzo uważać.
Pociesz się, że głupawki na punkcie Austinek nie tylko Ty dostałaś. Ja ją mam od dawna i wcale jakoś nie chce mi minąć. Już kombinuję, co by tu nowego...
Basiu, zapalenie nerwu kulszowego to musiał być straszny ból. Mogę sobie to wyobrazić. Na kręgosłup zaczęłam narzekać już w zeszłym roku. Mam za sobą kilka badań i wyniki nie są dobre. Zastrzyki trochę pomagają, a teraz dostanę kolejną serię, bo ból nie chce tak szybko ustąpić. Zestaw ćwiczeń mam od dawna, ale wiesz jak to jest. Nigdy nie ma czasu...

A najlepsze jest to, że właśnie zaczęłam rehabilitację i w jej trakcie tak mnie szarpnęło. Nie powiem, ogrodowe zmagania pewnie też się przyczyniły. Koniec końców rehabilitację trzeba było przerwać, bo najpierw muszę wrócić do formy. Może i dobrze, że pogoda paskudna, zimno i mokro, bo chyba bym wyła z żalu i nic nierobienia, a tak to przez ten czas trochę się podleczę.
Kwiatów Lady Emmy jestem bardzo ciekawa. Mam tylko nadzieję, że wybrałam jej dobrą miejscówkę.
Wandziu, dzięki za życzenia

Pogoda paskudna, to chociaż nie jest mi tak bardzo żal, że nic nie mogę podziałać w ogrodzie. I tak cięższe prace musi wziąć na siebie M. Boję się tylko, że w końcu się zbuntuje, bo ogród to mój konik - nie jego. Pomóc, pomoże - jak musi, ale marudzi, że stanowczo za dużo róż i przez to roboty huk.
Mocne cięcie wyjdzie naszym pannom na zdrowie. U mnie do tej pory nie dają znaku życia tylko Pink Peace, Augusta Luise, Wedding Piano i Glyndenbourne. Chociaż powiem szczerze, że tej ostatniej nie lubię, więc jak się nie obudzi to płakać nie będę. Reszta powoli się ogarnia i jestem dobrej myśli
Alexio 
Wiem, że odłamane kiełki odrosną, ale to taki odruch u mnie, że jak coś wyłamię to robi się żal. Ostatnio chciałam poprawić wąż nawadniający przy Port Sunlight i niechcący odłamałam jej taki nowy piękny przyrost. Zła byłam na siebie za tę nieuwagę
Pisałaś o wiosennych kolorach, zwłaszcza żółty jest energetyczny..., ale bez przesady. W mojej wsi jest przedogródek, w centralnym miejscu rośnie forsycja, podsadzona łanami żonkili i żółtych tulipanów, za obwódkę robią żółte prymule,
przy wejściu stoją misy z bratkami... żółtymi.
Masz rację! Co za dużo to niezdrowo i nie o takim energetycznym widoku myślałam
Dopiero po tej wpadce z kręgosłupem nabrałam dystansu i stwierdziłam, że czas trochę zwolnić i nic na siłę. Pracę trzeba rozkładać na etapy i przede wszystkim mierzyć siły na zamiary.
Majeczko 
W moim stanie o ciężkich pracach nawet nie ma co myśleć. M pomógł przy podlewaniu gnojówką, bo to są tony wylanej cieczy pod każdy z 200 krzaczków

Nieśmiało napomykam, że tę operację trzeba będzie niebawem znów powtórzyć. Żeby mi się tylko nie zbuntował, bo to i czasochłonne i ciężkie zajęcie. Na dodatek trzeba uważać, gdzie się stawia nogi, a z tym to u niego już gorzej. Krzak róży dostrzeże, ale pomniejsze rośliny to już nie zawsze. I denerwuje się, że nie ma gdzie chodzić, bo wszędzie coś rośnie. Uważa, że wszystkiego jest za dużo i za gęsto. Ma trochę racji, ale co ja poradzę, że wszystko się tak rozrasta?
Sadzonki otrzymałaś piękne i na pewno będzie z nich wielka radość. Już nie mogę się doczekać czerwca, żeby zobaczyć ich kwiaty. Teraz po tych deszczach, to dopiero wszystko ruszy. Tylko ta zimnica okropna i wyjść do ogrodu się nie chce. U mnie tulipany pokulone i zupełnie nie mają ochoty na rozwinięcie kwiatów. Tylko jedne jakoś się nie boją i pomimo chłodu powolutku rozchylają płatki.
Murek już ukończony, ziemia nasypana, wygrabiona, a teraz trzeba poczekać aż osiądzie. Poprosiłam męża, żeby postawił tam donice z różami, które mają tam rosnąć. Dopiero jak zakwitną to zobaczę jak ma się do rzeczywistości moja wizja z kolorami. Jeśli trzeba będzie to bez szkody i przesadzania mogę poprzemieniać albo nawet znaleźć im inne miejsca, ale mam nadzieję, że dobrze wymyśliłam połączenie już rosnących róż z tymi nowo posadzonymi. W czerwcu się okaże...
Rabata na dole wymaga uporządkowania, a ta na górze posadzenia kilku roślinek, które będą towarzyszyły różom. Z wiadomych względów zarówno jedno jak i drugie musi poczekać...
Za chwilę ciąg dalszy.