Nie wiem czy jest to dla nich zdrowe by trzymać je aż do przymrozków a potem dawać do ogrzewanego pomieszczenia?
Ja nie bardzo mam jak je zimować w stałej chłodnej temp. i zacienionym miejscu więc moje zimowanie zazwyczaj ogranicza się do kilkumiesięcznej suszy (listopad - luty) i chłodzenia pokoju gdy mnie nie ma w mieszkaniu. Myślicie że to dobry sposób? Krzywdy im nie zrobił ale może inna metoda da lepsze efekty bujnego rozrostu na wiosnę? One mi dość wolno rosną i niechętnie się rozkrzewiają nawet po przycięciach.
Miałam się Oli pochwalić jak sprawuje się mój Hobbit którego mam od niej już jakiś rok

Było tak (po lekkim przycięciu kilku gałązek):

Potem na wiosnę mnie poniosło i zupełnie go ogołociłam z listków i poskracałam mocniej koronę. Niedawno zaczęłam go przystosowywać pod bonsai więc wylądował w podstawce (z braku wystarczająco zadowalających mnie doniczek w sklepach). Musiałam go nieco odrutować by się nie przewalał. Teraz jest tak:

Druty jeszcze trochę wystają, nie wygląda to estetycznie ale krzywdy raczej mu nie robi bo wcześniej też go podtrzymywały i nic nie rdzewiało, nic nie gniło

Moja stara wypowiedź z cz. II z lipca 2012.
Tytuł: Grubosz - Crassula
Dopiero teraz widzę ile urosły moje maluchy, mimo że je dość często skracałam (naprawdę, to jakieś moje uzależnienie, siłą trzymam ręce z dala od nich). Chyba jednak nie jest z moimi sukulentami aż tak źle. Rosną wolno ale widoczny progress jest jak się porówna zdjęcia sprzed roku.marlenka pisze:Najaktualniejsze zdjęcie moich maluchów:
Świeżo podlane, widać że jakiś czas temu jeszcze je katowałam uszczykiwaniem. Teraz na zasłużonych wakacjach na balkonie.
Więcej aktualnych zdjęć pod linkiem w moim podpisie.
Więc jak, za rok przesadzić do większej doniczki? Czy nadal trzymać się małych doniczek? Nie planuję z maluchów bonsai.

Nawet widać, że nabrały kolorków w tym roku i na pieńkach i na listkach.