Ojjjj,
Moniko, J ;:76 VANKO, po dwóch dniach dopiero czytam Wasze odpowiedzi...a to z racji, ze jestem chora
Przy obecnej aurze, to żadna rewelacja, ale ledwo zipię i nie miałam siły nawet włączyć komputera.
W dodatku jutro w pracy przypada mi coroczna kontrola Dyrekcji, więc nawet nie mogę pozwolić sobie na L4
Tak
Moniko, wiem, wiem...
wiara czyni cuda
Joasiu, dobrze, ze sprowadzasz mnie z nieba na ziemię

Moja przyjaciółka nazywa to - "ziemia odbiór !"
Przybliżę nieco sprawę mojej podzielonej katlejki.
Otóż całą okazałą roślinę podzieliłam na 3 części. Jedna trafiła do Justynki - Justus, druga do Renatki, trzecia część została u mnie.
Od tej mojej części odpadł pojedynczy liść. Miał parę ładnych korzonków, ale niestety wszystkie stracił.
Ten mój 'eksperyment' dotyczy właśnie próby utrzymania przy życiu, a więc ukorzenienia tego pojedynczego liścia.
Nie chcę - póki co - pokazywać tego co robię, aby nie rozpowszechniać czegoś nie sprawdzonego.
Piszesz Joasiu, że "deczko wątpisz" w powodzenie próby. Ja też nieco wątpię i.... mam nadzieję
Niech będzie nawet "na zajączka" (

), jeśli w ogóle ma się udać
A pozostała część mojej katlejki, też w jakiś czas po posadzeniu straciła wszystkie korzenie. Sczerniały i zrobiły się miękkie.
Tak, jakby roślina chciała się ich pozbyć

W dodatku przy ponownym przesadzaniu całość rozpadła się jeszcze na 2 części.
Zostawiłam więc same oczyszczone nerwy, ustabilizowałam (każdą część oddzielnie) w nowym podłożu:
(kiedyś mi podałaś Joasiu taką 'receptę')
- warstwa keramzytu na dno
- warstewka styropianu na keramzyt
- warstwa sphagnum
- kora (dałam o takiej granulacji jak dla falenopsisów)
- na koniec sphagnum wokół trzonu
Jakiś czas trzymałam doniczki na warstewce wody, aby keramzyt podciągał wilgoć.Przy obecnej zimnicy już stoją bez moczenia.
Boję się aby nie popsuć efektu.
Dziś już mogę powiedzieć, ze sposób zdał egzamin, bo w obydwu doniczkach mam zaczątki młodych zieloniutkich korzeni przy najmłodszych przyrostach
