A więc... deprecha...

Idąc za radą, wyjęłam całą roślinkę z doniczki. System korzeniowy słabo rozwinięty-czyli niewiele się zmieniło od czasu gdy ją kupiłam. Zwracam wszelkie honory-korzenie /te ukryte w podłożu/ przelane

A te na górze-w normie. Te w środku brązowe i wilgotne. Roślinka jak i podłoże przez całe popołudnie suszyły się na stole. W bokach doniczki wycięłam dodatkowo otwory-wielkości mniej więcej jednogroszówki. Załamana przekopałam jeszcze dwie doniczki-jedna ok, druga podobnie i do suszenia oraz wycinania otworków. Pozostałe, na szczęście korzenie mają zdrowe. Zbałwaniałam kompletnie, jeśl tak można powiedzieć. Upierałabym się, że roślinki zasuszam a one... wołają o koło ratunkowe... Teraz kompletnie nie wiem juz jak często je podlewać... ech...
W każdym bądż razie, BARDZO DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM za reakcję, rady i pomoc.
Po euforii, jaką wniosły ostatnie storczykowe zakupy, nastał mały, roślinny dołek...
Młodsza z moich "ogrodniczek" zciągnęła ze stołu obrus, a z nim doniczkę z pięknie wykwieconym Amarylisem. Nawet nie zdążyłam zrobić fotki otwartych, kolejnych pąków a dopiero teraz było co fotografować. No... teraz to już niema

co prawda pędy kwiatowe się nie odłamały, ale roślina wygląda jakby ją pociąg towarowy przejechał, przynajmniej w tą i z powrotem.
Na niedomiar złego gwizdnięte szczepki Zielistek zaczęły gnić-przynajmniej jedna z nich, więc szybko mycnęłam je do ziemi.
Na to wszystko historia z Falkami...
Zrobiło mi się dziś na tyle przykro, że na wiczór musiałam blok czekoladowy /samorobny/ przyrządzić na poprawę nastroju.
Zobaczymy czy choć trochę zadziała.
Ależ się rozpisałam...sorry
