
Zaglądaj, mam nadzieję, że będzie Ci się nadal podobało.
Widzę u Ciebie, że rzeczywiście sytuację mam podobną do Twoich początków.

Dziś wybraliśmy się na działkę i zgadnijcie co odkryłam?
Mamy w rogu działki wpuszczony wlot do rury drenażowej - w założeniach miała służyć do odprowadzania nadmiaru wody z opadów i roztopów do strumyka, który biegnie wzdłuż naszego pola.
Ale jest to pomysł kompletnie bez sensu, bo w naszym kawałku wsi nikt nie ma wykopanych odpowiednich rowów (my też na razie nie), z których woda byłaby kierowana do tej rury.
W każdym razie wylot rury był od góry zabezpieczony folią i czymś tam jeszcze.
Było tak do teraz.
A dziś widzę, że ta powłoka jest rozdarta.
No i zgadnijcie co nasz najbliższy sąsiad kombinuje???

Dodam tylko, że szambo ma małe, nieszczelne i już od paru miesięcy opróżnia je na nasze pole - taki mamy niestety spadek terenu.
Jakiś czas temu komentowałam głośno pod oknem sąsiada, że mi śmierdzi na rabacie i wszędzie w tym dniu było sucho, a akurat tam bardzo mokro. CIEKAWE DLACZEGO???
Żeby nie myśleli, że nie zdajemy sobie sprawy z ich działalności.



To potem zaczęli spuszczać płyn z szamba w czasie mocniejszych opadów deszczu dla niepoznaki.
Rynnę też mają zakończoną takim przedłużeniem, które jest skierowane w stronę naszego pola.
A niestety w glinę woda tak nie wsiąka jak w piachy.

Dopóki nie mam ogrodzenia, to jeszcze nie chcę zaczynać otwartej walki.
Jak zaczęliśmy tam przyjeżdżać, to naprawdę chcieliśmy żyć ze wszystkimi w zgodzie, wiadomo - dobre układy sąsiedzkie na wsi są bardzo ważne.
Myślałam - po co mi płot? Posadzę sobie żywopłot i będzie ładnie.
Ale gdzie tam... Muszę postawić ogrodzenie jak na jelenie, żeby ochronić młode rośliny, coby miały szansę urosnąć w ogóle.
