tadeo pisze:Witam Grażyno.Nie nadążam za Twoimi nowymi wątkami.Chciałbym pokazać w jaki sposób ja posiałem swoje nasionka.wysiane 23 stycznia na parapecie w kasetach 28 polowych o pow.25cm2,wysokości 15 cm,jest to bardzo dobre i sprawdzone rozwiązanie w trakcie przenoszenia sadzonki do gruntu.nie ma konieczności rozplątywania korzonków poszczególnych sadzonek.wystarczy wypchnąć od spoducałą sadzonkę.wysiałem jedne nasionka 8grudnia ale w pomieszczeniu tym temperatura jest za niskabo około 10 stopni co jest stanowczo za mało,wskazana temp.około 20-25stopni czyli parapet nad grzejnikiem wskazany.Musiałem przenieść te z zimnego pomieszczenia do własnego biura bo nie miałem gdzie no i też wschodzą.podłoże specjalne pod siew nasionek.Zobaczymy co z tego wyrośnie.
Moi Drodzy siewki wyglądaja dziś tak
Połączyłem posty. Proszę nie pisać dwóch postów jeden pod drugim w odstępie kilku minut. Proszę stosować opcję edycji postu.
Tadku - Dokładnej daty nie pamiętam, ale to było jakoś na początku stycznia albo pod koniec grudnia. Nie są specjalnie duże, pewnie dlatego że miały niską doniczkę Ale wiem że nadrobią zaległości jak wysadzę je do gruntu. Najważniejsze, że wszystkie dzielnie przetrwały zimę
A jak wasze liliowce ?
U mnie .....
Nie dość, że zima dała im popalić to teraz kiedy już wegetacja ruszyła znów mróz -6 na gołą ziemię.
Te, które ledwo zbierały się do życia chyba po tym mrozie się poddały.
No masakrycznie wprost ten rok dla nich się zaczyna.
Nie pomogły okrycia ze stroiszu.
Patrzyłam dziś na kilka słabszych i wszystko miękkie aż do stożka wzrostu.
Więc znów będzie sporo strat.
Grażynko, a czy w ubiegłym roku miałaś dużo strat? Bo pamiętam, że zanosiło się na sporo, ale potem chyba duża ilość się uratowała?
Ja wczoraj też patrzyłam na swoje liliowce i byłam w szoku- tak ładnie ruszyły w marcu, a po tych ostatnich dniach widać, że duża ilość mocno ucierpiała- zwłaszcza nabytki z ubiegłego roku- widać, dużo zgniłych aż do głębszych warstw- chyba nic z nich nie będzie? Nawet jak odbiją, to będą zbyt słabe, żeby przeżyć następne zimy.
Oj, jednak mocno trzeba uważać na to, co się kupuje i sprawdzać jakich rodziców ma planowany nabytek. Często jest to dobra wskazówka, czy w ogóle warto go nabyć.
Od kilku dni czytam wątki o liliowcach i jestem pod wrażeniem.
Dziękuję za takie cenne informacje.
Moje liliowce bardzo dobrze przezimowały, były lekko okryte.
Grażynko - Śnieżko - w zeszłym roku straciłam nieodwołalnie koło 20 liliowców .
Większość to ev ale było i kilka sev.
Dormanty spisują się w moich podgórskich warunkach bardzo dobrze.
W tym nie widzę 12 ale może któryś odbije.
Natomiast 3 na których stawiałam krzyżyk w zeszłym roku a jednak przeżyły, w tym roku są wyjątkowo dorodne i silne.
Mróz nic im nie zrobił i jak widzę idą dalej.
Ale masz rację, trzeba wyjątkowo długo i dobrze rozpoznać liliowca, którego chce się kupić.
To znacznie ograniczy póżniejsze straty.
Tylko, że nie zawsze w przypadku nowszych można dokopać się do ich historii powstania.
Mam zamiar wzmocnić ich opryskiem ASAHI.
Na razie tylko te , które najgorzej przezimowały - przy okazji sprawdzę działanie środka.
Co do Asahi, to ja zastosowałam go w ubiegłym roku po późno wiosennych przymrozkach i miałam wrażenie, że rośliny podmarznięte lepiej i szybciej zregenerowały się po uszkodzeniach- w każdym razie na pewno im to nie zaszkodzi.
Dziś trochę ogarnęłam swoje liliowce i znów zauważyłam, że kilka- głównie ev, jest dość głęboko wygniłych. Najgorsze jest to, że rosły już u mnie kilka sezonów i nigdy tak nie ucierpiały, jak po tej zimie- choć zawsze są okrywane tak samo. Mam nadzieję, że jednak odbiją, bo te coroczne wypady działają na mnie zniechęcająco i mocno ograniczają zakupowe zapędy.
Kamil - należysz więc do tych szczęśliwców, którym niewiele lub nic nie wypadło w tym roku.
A może masz większość starych odmian - te u mnie też przezimowały bez szwanku.
Grażynko - dzięki za cenne informacje.
A kiedy potraktowałaś je ASAHI, zaraz wiosną na grunt czy pożniej kiedy już wyszły.
Zastosowałam go na liście, zaraz po kwietniowo- majowych przymrozkach. Zauważyłam, że chyba szybciej wypuściły nowe rozety i było ich jakby więcej niż u tych nie pryskanych.
Ja spróbuję je teraz opryskać a tych , które nadgniły to rozgarnę lekko ziemię i spryskam po czubkach wzrostu.
Zobaczymy jaki będzie efekt.
Wypróbuję go też na różach, które bardzo ucierpiały.
Wtedy będę wiedziała ile warty jest taki zabieg.