I na powrót w mieście... Wczoraj troszkę udało się podziałać, ale już dziś miałam klasyczną niedzielę leniwca. Nie mogło chyba być inaczej, skoro zamiast budzika, ze snu o świcie wyrwała mnie burza
Dzisiaj więc szybciutko zaglądam i się pokładam, bo jutro znowu zegarki pospać nie dadzą. Nie ma kiedy odpocząć po weekendzie
***
Marysiu z motyczką - no to marsz na grzyby, tylko może bez motyczki

Ja już zjadłam! Mniam!
Małgosiu, postanowiłam jeszcze przez chwilę pozostać w ludzkim wcieleniu

Faceliowe poletko to i widok śliczny, i dźwięki usposabiające nader pozytywnie
Stokroteczko - ta imponująca kolekcja słoików to mojej Mamy, ja tak średnio się kwapię do wekowania. Póki co:) Ale za to jutro nastawiam drugą - i ostatnią porcję syropku czarnobzowego. Troszkę chcę się poczuć gosposią:)
Robaczku, z tymi czosnkami tak się porobiło, bo sadziłam je na wiosnę, a nie jesienią

Ot i cała tajemnica
Wiadra są przykryte jakąś materią - jakby jutą? ona trzyma ziemię w ryzach. A rośliny wyrastają w nacięciach materiału. I wygląda to czadowo
_oleander_, biała wiązówka to właśnie nasza rodzima, dzika... Jest śliczna. I rośnie wszędzie. Ale tylko kilka egzemplarzy jest wolnych od koszenia. W tym również i ten.
Aguniu, za leniwa jestem

Może kiedyś, jak już gdzieś bardziej "osiądę". Póki co bazuję na maminej produkcji
Jacku, tak, to czosnek różowy Allium roseum. Pewnie i znasz, tyle że jako kwiatek wiosenny. U mnie w letnim wydaniu

Wiotkie łodyżki, delikatny kolor kwiatów, śliczny.
Nemezjo, tak jak mówi Maśka - to ogórecznik. Mój faworyt. Rośnie nawet na byle czym. No, prawie. A grzybki to Mamy zdobycz, ma swoje miejscówki tajemne:)