
@ Czarodziej ? to, co w Twojej metodzie wydaje mi się najskuteczniejsze, to to ładowanie roślin do wora. O ile przędziorki mogą się uodpornić na całą chemię (tak jak to ma miejsce u mnie ? po doświadczeniu z abamektyną szczerze powątpiewam, by jakakolwiek chemia mogła na nie zadziałać), o tyle szczerze wątpię, by równie łatwo uodporniły się na bardzo wilgotne środowisko ? przecież ich formy młodociane nie znoszą wilgoci, nawet codzienne zamgławianie roślin zwykłą wodą ogranicza ich rozród (o czym już donosiłem w tym wątku). Czyli coś, co dla mnie jest średnio wykonalne ze względu na ograniczoną przestrzeń, którą dysponuję, w połączeniu z dużą liczbą roślin (w tym niektórych naprawdę sporych).
Co do wybywania do rodziców ? znowuż zonk, moi rodzice mieszkają tysiąc trzysta kilometrów ode mnie. ;-) Do tego w pokoju mam jeszcze hodowlę mrówek (gmachówka drzewotoczna, wyprowadzona od rójkowej królowej kolonia licząca obecnie kilkaset osobników) ? i jeśli opary sugerowanych przez Ciebie specyfików mogłyby zaszkodzić mnie, to pewnie tym bardziej mogłyby się okazać szkodliwe dla moich podopiecznych.
Z tym laniem wody do wora wreszcie załapałem, dzięki.

Pozdrawiam!
LOKI