Grażynko, Bobik bardzo się ucieszył i swoim zwyczajem rzucił się na nią jak taki pajac na sprężynie... Biedna malutka źle zrozumiała jego intencje i ... jak myślisz, że się wystraszyła, to się mylisz! Zaczęła stroszyć sierść i fukać i tak trwało chyba ze trzy dni, jak tylko Bobik na nią spojrzał. Na szczęście już jej to minęło i POZWALA mu się do siebie zbliżyć, ale bez dotykania ;:78 ! Myślę (mam nadzieję!), że wkrótce się bliżej zaprzyjaźnią, bo Bobikowi wyraźnie na tym zależy a Elfie jest bardzo ciekawska! Chwilami zastanawiam się, czy nie ma jakiegoś dalekiego przodka wśród kotów bengalskich, bo uwielbia się bawić wodą w miseczce.
Wiesiaczku, odkąd mam Elfie, szukam Dinusia ze zdwojoną energią! Poza ciągłym nawoływaniem, gwizdaniem i oplakatowywaniem okolic, poczyniłam nieco poszukiwań w terenie według Googla- maps, mówiąc sobie, że przecież kot nie musi chodzić drogami czy ścieżkami jakimi chodzą ludzie. Dzięki google- maps, znalazłam dwa miejsca (coś jakby nadleśnictwo oraz prywatną posiadłość) niezbyt oddalone dla kota ale ze względu na brak dróg wiodących od naszego domu, dalekie dla ludzi. Pojechaliśmy w oba te miejsca samochodem, okrężnymi drogami i daliśmy spotkanym tam ludziom afisze prosząc o pomoc w odnalezieniu Dinusia.
Co do tego czarnego kota co do Ciebie przychodzi, skoro dał Ci się pogłaskać, z pewnością do kogoś należy. A może komuś się zgubił i ktoś teraz płacze tak jak ja? Popytaj o niego sąsiadów, popatrz czy nie ma tatuażu.... Jeśli ma, spróbuj odczytać i zadzwoń do kilku najbliższych weterynarzy. Jeśli nie ma, to też zadzwoń, bo może ma chip elektroniczny, a może nic, bo przecież nie wszyscy identyfikują swoje koty ale przeważnie informują weterynarzy, kiedy im zaginą. Możesz też zadzwonić na policyjne urgence 17 ( tak mi poradzili tutejsi żandarmi), z informacją, że gdyby ktoś szukał czarnego kota (z tatuażem lub bez...)... i zostaw swój numer telefonu. No i patrz oczywiscie na wszystkie ogłoszenia na słupach itp. Teraz kiedy szukam Dinusia, widzę jak wielu zrozpaczonych właścicieli szuka swoich zagubionych kotów czy psów.
Oliwko Norweskiego nie chcę, żeby mi dopłacali!!! One podobno relatywnie łatwo "giną", bo nie mogą usiedzieć spokojnie na miejscu, tylko szukają przygód. A Brytyjczyki podobno zawsze blisko domu...
U nas dzisiaj nasypało śniegu! Chyba nam się klimat spolszcza...
A ja zbudowałam budo- stołówkę dla bezdomnych kotów. Jeden regularnie do mnie przychodzi. Należy do lokalnych tzw. dzikich kotów, i jest wyjątkowo płochliwy. Sąsiadki, które zajmują się dzikimi kotami już od dawna, znają go i twierdzą, że nie koleguje się z innymi kotami, jest zawsze sam...

Bardzo mi go szkoda i dlatego cieszę się, że do mnie przychodzi.
"Domek" składa się z przedsionka, w którym jest urządzona "stołówka" (regularnie napełniam miseczki) oraz z sypialni na podwyższeniu, zabezpieczonej kilkukrotną warstwą folii z bąbelkami i wyściełanej kilkakrotnie złożoną starą bawełnianą narzutą. Nad całością zamontowałam dwuczęściowy dach.
Buziaczki dla Wszystkich Gości!
Oto kocia willa i zaśnieżony ogród.
