Jadziu, ogólnie okazało się,że przy takiej ilości rurek, kokonów i taka mam stanowczo za dużo. Wychodzi mi, że jest ich ponad 4000

i większość będę musiała rozdać lub porozwieszać w zabezpieczonych przed ptakami pudełkach gdzieś po polach. Sobie zostawię około tysiąca, a reszta będzie musiała sobie poradzić sama. Nie jestem w stanie prowadzić takiej dużej hodowli a głowy do sprzedaży nie mam. Może eM będzie chciał się tym zająć, ale on też zarobiony i czasu nie ma.
Mój upadek na szczęście nie pozostawił po sobie śladu, jedynie przez kilka dni odczuwałam dyskomfort przy poruszaniu, ale to pikuś. Oczywiście Pan Pikuś
Dorotko, gdybyś jednak kiedyś chciała sprawdzić moją cierpliwość, to serdecznie zapraszam

Moje kokony też niektóre są, takie jak piszesz sflaczałe i tych nie jestem pewna. Ale jest ich tyle, że zapyla nie tylko moja działeczkę, ale i wszystkie wokół. Nie żałuję im, niech sobie latają, a ja mam radochę, że sobie bzyczą koło mnie i umilają mi czas spędzany na działce.
Za różyczkę dziękuję

, ale muszę sobie radzić z tym co mam, bo miejsca nie mam już zupełnie. Działka jednak jest maleńka i mimo iż chęci mam ogromne, to muszę się powstrzymać przed sprowadzaniem nowych roślin. Jedyna nadzieja w tym, że od czasu do czasu coś wypadnie i wtedy będę musiała zapełnić lukę. I wierz mi, że uczynię to z ochotą
Marysiu, ale gdybyś opanowała jazdę rowerem chociażby w stopniu podstawowym, to tylko pomyśl, jak szybko przemieszczałabyś się z jednego końca szaliczka na drugi

Ale i głowę oszczędź, szkoda jej
Martusiu, do perfekcji to mi bardzo daleko, ale jak coś już robię, to najlepiej jak umiem. Murarki zajęły mi dobrych kilka dni, ale co tam, niech znają panią

U mnie zakamarków nie ma zbyt dużo, bo i gdzie by je miały znaleźć, to musieliśmy zbudować im hotelik. Niech sobie pomieszkują, a ja zadbam aby miały czysto
Jak nie ogród, to zawsze coś się znajdzie, żeby zająć mi czas i jakoś nie mam wrażenia, że mam go więcej. Ale na pewno tak jest, bo nareszcie mam czas na książki i to przez nie prawie teraz nie zaglądam na forum.
Elu, z ta zimą to tylko takie żarty

Rower już stoi w piwnicy i czeka na wiosnę, a ja więcej poruszam się pieszo. Nie powiem, musiałam się tego znowu przyzwyczaić, zabezpieczyć sobie więcej czasu na dotarcie na miejsce, co wcale nie było łatwe

Przyzwyczaiłam się, że rowerem to tylko myk-myk i już jestem, a teraz docieram z prędkością żółwia. Ale już za chwilę będzie wiosna i znowu dosiądę swojego srebrnego rumaka i wszystkie bezdroża będą moje.
Zima na szczęście nierychliwa, oszczędza nas wszystkich i oby tak było jak najdłużej
Soniu, Piotrek mnie w tym roku rozpieszcza, bo na święta znowu się wybiera

Tylko tym razem muszę wymyślić ciasta bardziej pod niego, czyli jakieś kremowe, bo on, okazuje się, ani serników czy szarlotek, to raczej nie lubi. Nawet z tej okazji zrezygnuję ze swojego ulubionego keksa, albo upiekę tylko maleńki, żeby w to miejsce zrobić jakiś tort czy inny smakołyk ulubiony przez starszą latorośl. Wszystkim nie dam rady dogodzić, bo ani czasu tyle nie mam, ani nie damy rady wszystkiego przejeść, a ponieważ nam mogę dogadzać częściej, to tym razem wezmę pod uwagę jego gusta

Murarki już sobie spokojnie śpią na balkonie. Oczyszczenie ich zajęło mi kilka dni, ale chyba dobrze zrobiłam, że się nimi zajęłam. Jak sobie wyobrażę ile pasożytów miałabym razem z wiosną, to włos mi się jeży

Kilometry zrobiły się jakoś tak przy okazji, bo to w większości zasługa wyjazdów na działkę. Oczywiście nie wszystkie, bo i na wycieczki jeździłam, ale mniej. W następnym sezonie na pewno będę częściej jeździć do lasu na przejażdżki, bo bardzo mi się się to spodobało. Ale może to tylko takie marzenia, bo wystarczy, że pogoda nie będzie już tak łaskawa jak w tym roku i już wszystkie plany wezmą w łeb
Gosiu, na pewno sobie radzą skoro je u siebie widzisz. Nie wyobrażam sobie jednak, że miałabym je zostawić na pastwę tych wstrętnych larw, których było mnóstwo

Na razie spokojnie sobie leżakują na balkonie, a do lodówki trafią tylko w ostateczności. Jak na razie nie przewiduję takiej opcji, chociaż jakby co, to eM się nie sprzeciwił. To chyba nawet ja mam większe opory.
Pamiętam jak kiedyś Filip nalegał na kupno gekona czy jakiegoś innego stwora. Na moje pytanie czym będzie go żywił, spokojnie odparł, że karaluchami, które będzie trzymał w lodówce

Oczywiście nic takiego w mojej lodówce nie zamieszkało, ale kokony są ewentualnie brane pod uwagę.
Natalko, miło mi, że jesteś

Czasami się gubimy, ale zawsze potem się odnajdujemy i tak było i tym razem
Aniu, jesień już dawno za nami, ale w tym roku rzeczywiście była bardzo łaskawa i pozwoliła nam się cieszyć swoimi urokami, wydawałoby się, że bez końca

A, że coś do robienia zdjęć zawsze mam przy sobie, to i nacykałam ich bez liku. Czasami jakiś widok tylko mignie mi przed oczami, nie zatrzymam się, a potem żałuję, bo wyobrażam sobie jakie to mogłoby być dobre ujęcie. Ale nie da rady cały czas wszystkiego analizować, czasami po prostu czerpię żywą przyjemność z wiatru we włosach, szumu liści, śpiewu ptaków- wtedy widoki mi się zamazują, a ja cała jestem w skowronkach, że jestem częścią tego cudu

U mnie w tym roku niestety nie było właściwie żadnych owadów. Takiego roku nie pamiętam, żeby wszelkie latające tak omijały mój ogród. Nie było motyli, tylko z rzadka przeleciał jakiś jego przedstawiciel, nie było pszczół, trzmieli ani nawet os

Murarki są bardzo krótko, gwarno było tylko do połowy maja, a potem cisza jak makiem zasiał. Miodne pszczoły chodziły nam po głowie, ale w końcu się na nie nie zdecydowaliśmy, bo jednak potem trzeba też się nimi zająć, trzeba umieć, może nawet mieć jakiś sprzęt? A murarki są łagodne, nie żądlą, tylko jesienią ewentualnie trzeba przejrzeć ich kokony.
Elu-Elizabetka, działkę mam niewielką, to i czasu jesienią mam więcej niż Ty i wtedy mogę zająć się murarkami. Jesienne sprzątanie w większości sobie odpuszczam z różnych względów, działka daleko, to już tam nie goszczę w niesprzyjający warunkach. Nie wyskoczę sobie na nią na godzinkę, bo tyle zajmuje mi sam dojazd, to sobie tak wszystko stoi i usycha. Wiosną więcej ludzi się kręci i łatwiej o słoneczko, dzień staje się dłuższy i ogólnie więcej się chce

Kokony wcale nie muszą być w lodówce, tam mogą trafić tylko w przypadku mrozów większych niż -20, a moje przeżyły nawet większe. Można trzymać je w nieogrzewanym domku i moje tam trafią, jak w końcu wybierzemy się na działkę.
To takie milusie pszczółki i bardzo lubię je obserwować. Siadam sobie niedaleko i je podglądam, a one sobie nic z mojego towarzystwa nie robią.
Ewuniu, najważniejsze, że już jesteś
Lucynko, jestem, jestem

Zakopałam się w książkach, a i przygotowania do świąt już mnie też pochłaniają, to i czasu nie mam tyle ile bym chciała. Dodatkowo ogrodowo jeszcze nic się nie dzieje, to i pisać nie mam o czym. Ale dziękuję za upomnienie, po świętach będę na pewno zaglądać częściej. Z biblioteki wypożyczyłam cztery tomy ciekawej książki, na które ktoś czeka, dlatego sporo wolnego czasu poświęcam na czytanie
Czas przecieka mi pomiędzy palcami, zresztą chyba większość z nas boryka się z tym problemem

Nie wiadomo kiedy nadszedł grudzień, a z nim myśli o nadchodzących świętach, o prezentach, o smakołykach na świąteczny stół. W tym roku po raz pierwszy odkąd zaczęłam pracować, będę miała wolne święta

Jeszcze o tym głośno nie mówię, żeby nie zapeszyć. Ktoś, kto co roku świętuje jak większość ludzi, nawet się nad tym nie zastanawia, a dla mnie to wielkie wydarzenie. Nareszcie nie będę musiała z żalem opuszczać rodziny, miotać się pomiędzy trudnymi wyborami gdzie, u kogo, nie będę musiała rezygnować z czasu przeznaczonego na odpoczynek na rzecz świątecznego rozgardiaszu. Święta przeżyję jak wszyscy z rodziną i będę się nimi cieszyć jak nigdy, bo wiem, że już do samej emerytury takie mi się nie trafią

Ze świątecznych przysmaków upiekłam jak na razie tylko moje ulubione pierniczki i już pracowicie umniejszam stan ich posiadania.
Częstujcie się, póki jeszcze są, bo u mnie one zbyt dużo czasu na pewno nie zagrzeją.
Zupełnie straciłam głowę przy ich robieniu i musiałam lepić je dwa razy. Od samego początku miałam z nimi pod górkę. Najpierw zapomniałam o masie marcepanowej, która jest niezbędna. Na złość byłam sama, eM na wyjeździe, Filip również nieobecny, a ja do 19 w pracy. Chcąc nie chcąc po jej zakończeniu musiałam zaginać do znanego sklepu na L..., bo tylko tam wiem, że na pewno jest. Z powrotem też pieszo, bo autobusem musiałabym jechać przez pół miasta i tak do domu dotarłam dopiero na 20.30. Rano następnego dnia na początek zabrałam się za sprzątanie kuchni. Wyciągałam wszystko z szafek, pucowałam, wycierałam, układałam- po kilku godzinach miałam już wszystkiego dosyć. Chyba najbardziej zmęczyło mnie ciągłe wchodzenie i schodzenie na i z drabinki, bo szafki mam zawieszone wysoko. Żeby coś wstawić lub wyjąć, to sięgam na spokojnie, ale do sprzątania to już niestety nie.
Dodatkowo musiałam przygotować masę bakalii, bo moje pierniczki są przede wszystkim bakaliowe, a po południu lepiłam je razem z Filipem. Już po zrobieniu masy wiedziałam, że coś jest nie tak

Masa była zbyt rzadka, musiałam dodać sporo więcej bakalii, aż w końcu konsystencja przypominała tę właściwą. Lepiłam i narzekałam, a to, że zbyt rzadkie, a to, że wcale nie wyjdzie ich więcej mimo iż robiłam z większej porcji. Na koniec każdy pierniczek trzeba udekorować połówkami migdałów. Poszłam do kuchni po miseczkę z przygotowanymi już połówkami i pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to niewykorzystana masa marcepanowa

Nie wiem jak to się stało, że jej nie użyłam. Musiałam wszystkie pierniczki ściągnąć z opłatków do miski, zetrzeć marcepan, wymieszać i zacząć wszystko od początku
Mam nadzieję, że pozostałe przygotowania do świąt pójdą mi zdecydowanie lepiej, czego i Wam życzę
