Opowiem wam moją śmieszną historię z poziomkami.... W zeszłym roku na wiosnę kupiłam poziomki i truskawki, ot tak u ogrodnika w miasteczku moich rodziców. Rosły pięknie, kwitły obficie i miały owoce i.... miały te owoce i miały. Cierpliwie czekałam aż zrobią się czerwone. Chodziłam do wrzywniaka, podlewałam i cały czas cudownie pachniało poziomkami a ja.... ciągle czekałam i szukałam czerwonych. Zapach coraz mocniejszy tych poziomek, ślinka ciekła jak tylko przechodziłam obok warzywniaka.... Owoce ciągle niedojrzałe.... Jednego dnia wlazłam pomiędzy krzaczki bo wytrzymać już nie mogła, głód mnie zżerał niemiłosierny od tego zapachu, wiele owoców spadło... Oj pomyślałam, ślimaki je podopadały a one nadal biedulki żółte.... Przypadkiem trąciłam taki jeden krzaczek z owocami i jeden spadł mi na rękę rozmazując się, taki był miękki... okazało się, że ja mam odmianę o żółtych owocach. Całe szczęście, ze jeszcze trochę ich na krzaczkach zostało

w życiu bym się czerwonych nie doczekała
