Pięknie dzisiaj było
Słońce - no, przynajmniej w pierwszej połowie dnia - ciepło, mimo dość silnego wiatru. W dodatku, jak w każdą środę, miałam dzień tylko dla siebie

coś tam więc zrobiłam: trawnik skoszony, rabata skończona (chociaż jeszcze nie obsadzona), jedna różanka powiększona, bo musi przyjąć 2 lub 3 róże, no i...wytyczony kontur kolejnej rabaty

Niestety skończyły się cegły na obrzeża

a byłoby tak ładnie...
Po tym darciu darni wszystko wokół przypomina krajobraz księżycowy, albowiem zdarta darń leży i wysycha, żeby móc wykruszyć z niej jak najwięcej ziemi...i to nie z powodu daleko posuniętej oszczędności, lecz z braku miejsca na składowanie darni i w związku z tym konieczności zmniejszenia jej objętości
Krajobrazu dopełniają górki wydobytych kamieni oraz skarbów wszelakich. A propos - natrafiłam znowu na jakieś pokaźne żelastwo, ale ponieważ nie było M-a (w charakterze człowieka z kilofem), to do jutra pozostanie tajemnicą, co tym razem odsłoni matka Ziemia...tym samym do jutra mogę się karmić wizją okutego kuferka...
Przed południem, jeszcze przy pięknym słońcu, zdążyłam zrobić kilka zdjęć.
Stadt Rom - najzdrowsza w tym roku, nie ma ani jednej plamki.
Nostalgie
Jaga - jak widzisz, posłuchałam i robię rabaty

Inna rzecz, że nie mam pewności, czy sa dobrze pomyślane...
Pat - zastęp klonów

nieźle by było...A rabaty wypielęgnowane...no cóż, bywają...czasami...
Nelu, cieszę się, że dostrzegasz w moim ogrodzie zmiany na lepsze

skoro to Ty piszesz, to znaczy, że naprawdę tak jest

A wiesz, że i ja lubię to zrywanie darni...od razu widać efekt
