Witam czwartkowo.
Dzień, jak codzień. Z rana trochę wyjazdowo, ale po drodze dawno nie odwiedzana szkółka.
Małżuś towarzyszył, ale dał się troszeczkę naciągnąć.
Kupiłam niewiele, bo tylko dwie spore azalie wielkokwiatowe, jednego rhododendrona i tatarak.
Pójdą na rabatę po wyciętym jałowcu. Teraz muszę się pospieszyć z sadzeniem, bo to już listopad, ale zapomniałam o kwaśnym torfie, więc jutro sama sobie pojadę po niego do szkółki.
Jak już wróciliśmy do domu, to przypomniałam mojemu ślubnemu o brzózkach, które mieliśmy posadzić w leśnej części ogrodu i ku mojemu zdziwieniu małżuś udał się do znajomego w celu nabycia tychże drzewek.
Kazałam mu przywieźć ze trzy. Takie już większe około dwóch metrów.... Przywiózł pięć prawie czterometrowych drzew, bo doszedł do wniosku, że będzie miał szybciej lasek..

Czy one się przyjmą?
Sadziliśmy je już prawie po ciemku, ale nie chciałam zostawiać tego na jutro.
Marysiu, Jadziu śliczne te różyczki, ale mężuś sobie wymyślił, że tam chciałby żywe kolory.
Dla niego odpowiednią różą jest rumba. Ogólnie lubi w ogrodzie mocne kolory. Kiedyś na biało-różowej rabacie nasadził sobie żółtej celozji, bo mu było mdło.

Paskuda taka. Popracować w ogrodzie to nie za bardzo, ale swoje trzy grosze wsadzić, to jak najbardziej lubi.
Tesiu, Beti awatarek taki sobie. Widać mi tylko głowę, bo reszta się nie zmieściła.
Róże kwitną dalej. Dzisiaj jest ich chyba jeszcze więcej.
Karolino dziękuję za miłe słowa, ale chyba nie do końca zasłużone. Mam sporo różnych krzaczorów, ale jeszcze więcej wolnego miejsca. Obawiam się, że wszystkiego nigdy nie obsadzę, bo mam tylko dwie łapki. Muszę jednak przyznać, że jak ostatnio oglądałam swoją działkę w roku 2009 na mapie przez satelitę, to trochę się od tego czasu zmieniło i zagęściło.
