Marlenko - eden Rose rośnie u mnie 4 rok, o ile pamiętam . Początkowo była w innym miejscu, ale nie rosła w ogóle. Przez dwa pierwsze lata doszła do 40 cm, miała może dwa, może trzy kwiaty i tyle. Cały czas zastanawiałam się, dlaczego jest tak reklamowana. Własnie z tego względu postanowiłam jej dać szansę. I na pewno się opłaciło. W ubiegłym roku rozkrzewiła się, nabrała męskości i pokazała więcej kwiatów. W tym miała ich jeszcze więcej, coś koło 40. Początkowo były cudne, niestety zaczęły się obwieszać zamiast stać prosto. Nie miałabym nic przeciw gdyby pędy się zwieszały, ale kwiaty! No i potem przyszedł deszcz, ulewa. No i zaczęły na brzegach brązowieć, trochę gnić. Może jej żywot powinnam liczyć od momentu przesadzenia a nie od pierwszej miejscówki... Jak myslisz?
Czerwone Piano jest godne polecenia, chyba żadnej róży nie poleciłabym z tak czystym sumieniem. Nie wiem, być może mam wyjątkowy okaz, bo nie dość że zdrowa, pięknie i bujnie kwitnie, bardzo długo utrzymuje kwiaty i na krzewie i w wazonie, to jeszcze zdrowiutka, mimo że inne dopada plamistość. To samo dziąło się i rok i dwa lata temu. Tak dobrej opinii nie mam o Wedding Piano, ale z białymi różnie bywa.
Ewko - nie miałaś czasem w piątek czkawki? Kupując tę różę myślałam o Tobie i uśmiechałam się na wspomnienie naszej konwersacji. A Ty ją w końcu kupiłaś? W realu jest równie ładna jak na zdjęciu i mam nadzieję, że nie rośnie zbyt szeroka, bo tam gdzie została posadzona miejsca na rozłożysty krzaczek nie ma.
Kilka lat temu M. wypatrzył w Rosarium też inną różę, Saharę. Ponieważ lubię ostre kolory i lubię sprawiać M. radość, Sahara zagościła na dobre. Nie żałuję , że u nas jest, mimo że w tym roku musiałam wyciąć jej pędy, a na dodatek bardzo, ale to bardzo nieodporna jest na plamistość. Ale są takie róże, które łączę z osobami. I tak Gloria Dei będzie zawsze mi się kojarzyć z Tatą, a Sahara z Mężem. Obie więc muszą u mnie mieć eksponowane miejsca.
Sahara
