Szybka decyzja to powodzenie taniego wyjazdu. Wszystkie nasze zagraniczne wypady to opcje last minute. Tak było z wyjazdem do Zjednoczonych Emiratów Arabskich (ZEA) - w piątek w biurze podróży a we wtorek już jesteśmy w ZEA. Bujdą jest, że na wizę trzeba czekać miesiąc (jak sugerowała oferta). Biuro załatwiło wizę w jeden dzień - w niedzielę. Do stolicy ZEA - Abu Zabi lecieliśmy z Pragi - czeskimi liniami. Podróż trwała 6-6,5 godziny. Emiraty wybierają takich przewoźników, którzy oferują wysoki poziom usług. Był więc ciepły posiłek, deser, przekąski i napoje (wino, piwo, drinki, kawa, herbata). Samolot leciał wzdłuż zachodniego wybrzeża Zatoki Perskiej. W dole przepiękne nocne widoki Kuwejtu, Bahrajnu i Kataru, a właściwie mieniące się światłami aglomeracje tych krajów. Na lotnisku obowiązkowy skan tęczówki oka - trochę to deprymujące.
Z Abu Zabi do Dubaju jechaliśmy autokarem. Styczeń - idealna temperatura - około 22° C. Pierwsze co rzuca się w oczy to drapacze chmur, których nie można objąć wzrokiem ani obiektywem aparatu. Każdy budynek inny od poprzedniego. Gratka dla architektów.

W hotelu zabrakło dla nas klasy turystycznej i dostaliśmy prawie apartament. Czasem warto być ostatnim.
Wieczorem czas wolny - więc hajda na miasto. Deira - dzielnica w północnej części Dubaju. W oddali widać największy budynek świata - Burj Khalifa.
Nasz hotel.
Dubai Creek - nocą.
Obowiązkowo zajrzałem do metra.
Szejk Dubaju wybudował podwładnym klimatyzowane przystanki. Temperatura latem przekracza znacznie 40° C.

cdn