Lucynko zawsze sobie tłumaczę, żeby się nie irytować bo mężczyźni to zadaniowcy - ma wykopać krzaka, to wykopie, a że przy okazji stratuje pół ogrodu, no cóż.

I tak nie mogę narzekać bo mój mąż na prawdę dużo pomaga i w domu, i ogrodzie. A już zwłaszcza w temacie mojej manii różanej, to gorąco mi kibicuje.
Współczuję przemarzniętej magnolii, ja mojej tłumacze żeby jeszcze chwilę się wstrzymała bo mają być przymrozki. Może posłucha
Moja mama nie może zrozumieć moich wyborów ogrodowych, ale je szanuje- pamięta, że jak chce mi kupować kwiatki to białe, różowe i fioletowe. I wciąż mnie pyta czemu nie lubię czerwonych i żółtych kwiatów, ja jej nieustannie tłumaczę, że bardzo lubię, ale na moim szalonym aerale (5 arów) zdecydowałam się na jedną gamę kolorystyczną i są to pastele. Chociaż robię wyjątek i kolor malinowy uznaję za róż
Karolu uwielbiam moją Alexandrinę, ma już około 10 lat. W tamtym roku ruszyła o pół metra w górę jak dostała nawóz od gołąbków. Moi sąsiedzi mają piękny widok z tarasu właśnie na nią i dziś śmiali się, że też jej kibicują, żeby nie przemarzła bo lubią na nią patrzeć. Co do różaneczników to ten rzeczywiście nie ucierpiał od opuchlaka, ale ten za nim ma powyjadane liście. Widocznie jest smaczniejszy
Iwonko nie zrobiłam zdjęcia, ale uwierz, że piwonia, jeżówki i marcinki zostały zabezpieczone wiadrami i donicami. Bałam się, że w niszczycielskim ferworze mąż nie będzie uważał gdzie stawia stopy. Dzięki temu zabiegowi on się nieźle ubawił, a ja mam nienaruszone rośliny.
Dzisiaj jeszcze ruszam rękami, ale po dzisiejszym dniu, jutro pewnie nie będę mogła się ruszać. Do obcięcia została mi tylko jedna róża- ale za to "potwór" Louise Odier i jałowce za domem, bo poobsychały. Dziś obcięłam budleję, 11 róż ( w tym 2 parkowe i jedną pnącą), lawendy i podcięłam cyprysika. Nacięłam hałdę gałęzi. Myślę nad rozdrabiaczem do gałęzi. Muszę zgłębić temat.
Została mi jeszcze wisteria do okiełznania. Nie wiem jak się za nią wziąć. Dzisiaj już nie miałam siły. Róże miały pierwszeństwo.