
Aniu - właśnie od paru godzin zgłębiam problem czarnej plamistości.

Jesienią ubiegłego roku przed kopczykowaniem zerwałam wszystkie liście z każdej róży. Zebrałam też ściółkę wokół róż i wszystko zostało spalone. M spryskał rośliny i ziemię wokół chyba miedzianem.
I co? Różnica była taka, że w tym roku zachorowały również róże, których poprzednio czarna plamistość się nie imała.

Gosiu - trudno powiedzieć, że "polecam". To po prostu róże, które w tym sezonie były u mnie bezproblemowe. Przekonałam się, że nie oznacza to jakiejś stałej cechy (poza urodą). Przykładem tego są np. Uncle Walter i Sahara, wydawały się niezniszczalne, a w tym roku czarna plamistość zrobiła swoje.

Misiu - gdyby tak lato było dłuższe...

Rabasiu - cieszę się, że wpadłaś. Jestem bardzo ciepłolubna i cierpię.


Jagódko - te obrazki mają sprawiać wrażenie, że jeszcze jest lato, a nie dołować. Nie chcę Was i siebie smucić widokiem roślinek prawie pozbawionych życia.

Nie da się jednak ukryć, że jesień, jesień już...
Zaczynają kwitnąć chryzantemy w gruncie.

A na warzywniku... wykopki...
Kto pod kim dołki kopie...