Moi drodzy...
Bardzo mi miło, że dalej wpadacie i zaglądacie

. A młoteczki i pistoleciki wycelowane w moja stronę wprawiły mnie w radosny nastrój

, bo to wcale nie znaczy się na mnie gniewacie

. Tęskniłam już bardzo, bardzo
No tak to jest, że czasem trudno znaleźć wolną chwilę...szczególnie jak się wyjedzie na tygodniowe szkolenie, gdzie trzeba pilnie słuchać i
się uczyć, chociaż wiek szkolny już dawno poszedł do lamusa

.
Dzisiaj właśnie korzystając z chwili wolnego chciałam udać się do palmiarni poznańskiej, jako że jestem całkiem niedaleko, a tu zonk...sprawdziłam na necie, czynne do 17

. Skandal, nie zdążę

. A tak sobie obiecywałam, że na storczyki tam wpadnę. Dopiszę po czasie, żeby było aktualne, że posta zaczęłam pisać trzy godziny temu...na spacerek poszłam, taka piękna pogoda że aż same nogi chciały iść sobie do lasu.
Skorzystam więc z okazji i pochwalę się zdjęciami, które na szybko cyknęłam przed wyjazdem z domu.

w takim stanie na balkonie zostawiłam pod opieką eMka pomidorki i papryczki...mam nadzieję, że wszystkie dotrwają do mojego powrotu...
jakby co, mam je wszystkie policzone

bób, groszek pachnący i nasturcje

jedna jedyna kobea z trzech wysianych paczek, wykiełkowała jak pogrzebałam w ziemi, po chyba dwóch miesiącach...cud po
prostu

truskawka zimowana na klatce schodowej ma już malusie owocki

mieczyki, chyba troszkę za wcześnie posadzone, ale co tam...

vanda się regeneruje, wypuszcza młode korzonki, może więc i kwitnięcie jest tylko kwestią czasu

.
wiem, wiem ...nadzieja matka głupich
i na koniec moja chluba, kwitnący już pomidor z angielskiej rodziny
Obiecuję, że poodwiedzam Was i wszelkie towarzyskie zaległości odrobię jak najszybciej
pozdrawiam cieplutko
